czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział 12

  Kiedy następnego dnia wróciłam do domu było zaskakująco cicho, dopóki nie weszłam do salonu. Gdyby wzrok mógłby zabijać z pewnością leżałabym martwa. Diana była naprawdę wkurzona, ale nie za bardzo się tym przejmowałam. To było do przewidzenia, w końcu nie wiedziała, co się ze mną dzieje.
- Gdzie ty do kurwy nędzy byłaś? - Krzyknęła.
- Przecież mówiłam, że idę się przejść- wywróciłam oczami.
- Jaki cholerny spacer trwa cały dzień i noc?!
- Dość długi?
Dziewczyna nie miała już do mnie siły. Machnęła na mnie ręką, po czym usiadła na kanapie chowając twarz w dłoniach.
- Byłam u Jai'a - wyszeptałam.
Diana spojrzała na mnie. Na jej twarzy wymalowany był szok. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź poszłam do swojego pokoju. Czułam się koszmarnie, nie miałam na nic siły. Bolała mnie głowa i ledwo mogłam mówić. Przebrałam się w luźną koszulkę oraz leginsy. Podłączyłam telefon do ładowarki, kładąc się na łóżku. Od razu odpłynęłam.
***
  Obudziłam się w środku nocy z okropnym bólem głowy. Po moim czole spływały strużki potu. Nagle na fotelu dostrzegłam zarys męskiej sylwetki.
- Luke? - Wychrypiałam. Ledwo mówiłam. Chłopak podniósł się z miejsca i usiadł na łóżku.
- Hej - szepnął, na jego twarzy widniał mały uśmiech.
- Co tu robisz?
- Wróciliśmy wcześniej. W zasadzie godzinę temu - powiedział dotykając mojego czoła. - Chyba masz gorączkę Chriss. Przyniosę ci jakieś tabletki.
Wyszedł z pokoju. Jak dobrze było go znowu widzieć. Nie zaprzeczę, że ucieszyłam się na jego widok. W głowie zaszumiały mi słowa Jai'a.
Blondyn po kilku minutach wrócił z kubkiem gorącej herbaty oraz tabletkami w ręce, które mi podał. Zajął to samo miejsce, co wcześniej. Podziękowałam mu, upijając łyk gorącego napoju. Zażyłam lekarstwa. Hemmings cały ten czas obserwował moje poczynania.
- Dlaczego tak wcześnie wróciliście?- Spytałam. Nie uzyskałam odpowiedzi na pytanie, lecz rozkaz, żebym poszła spać, bo nie wyglądam najlepiej. Nie chcąc się z nim kłócić, oddałam mu kubek. Przewracałam się z boku na bok, a chłopak siedział oparty o łóżko.
- Lukey, mógłbyś mi coś zaśpiewać? - Poprosiłam.
Hemmings od razu znalazł się przy mnie. Położył się obok mnie, podpierając głowę na jednej ręce. Przytuliłam się do niego. Pachniał miętą, papierosami i drogimi perfumami i po prostu sobą. To było najlepsze połączenie na świecie. Wsłuchiwałam się przez chwilę w rytm jego serca, ale po chwili mój pokój wypełnił lekko zachrypnięty głos. Z początku nie rozpoznałam piosenki, lecz wsłuchując się lepiej w tekst szybko odgadłam, co to za utwór.

,,We just lay awake (Teraz leżymy)
But tell me now is that just one big, stupid mistake. (Ale powiedz mi, czy to jeden wielki, głupi błąd? )
Cause I can't get you off my mind (Ponieważ nie mogę się pozbyć ciebie z moich myśli)
I'm dritfting day to day (Żyję z dnia na dzień)
I just lay awake (Po prostu leżę)
No I can't sleep (Nie, nie mogę spać.)
 
Jego głos działał wręcz kojąco. Dałam się porwać w objęcia Morfeusza.
***
  Przez następne dwa tygodnie leżałam w łóżku umierając. Moje bieganie po deszczu nie było najlepszym pomysłem. Miałam 40 stopni gorączki, okropny katar oraz niemiłosierną chrypę. Za to Luke latał koło mnie jak przy małym dziecku, oczywiście nie wliczając tych nielicznych wieczorów, gdy grał koncerty. Ale były też tego plusy. Codziennie do snu śpiewał i grał mi na gitarze, oglądaliśmy filmy, a gotowana przez niego zupa była przepyszna. Kto by pomyślał, że Hemmings umie tak dobrze gotować.
  Gdy w końcu wyzdrowiałam reszta wakacji minęła w zadziwiająco szybkim tempie. Nim się obejrzałam była połowa września, wrócili rodzice. Chłopaków znałam ponad dwa miesiące, w ciągu których wiele się działo. Moje relacje z Jai'em znacznie się poprawiły. Chyba można uznać, że się przyjaźnimy, za to ja i Luke bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi, spędzamy razem każdą wolną chwilę. I nie uwierzcie! Hayley zimna suka Montgomery zaczęła się przekonywać do Caluma pieprzonego idioty Hooda! Tak, tak wow, ale nawet Cal ma swój urok, prawda? Cóż moja siostra nie ma najlepiej. Tata był na nią na maksa wkurzony, że spotka się z Ashtonem. Powiedział, iż wolałby aby znalazła sobie chłopaka z porządnym wykształceniem, a nie jakiegoś punka. Pff dobre sobie! Irwin? Serio? Z której strony on wygląda na punka? Może i mają zespół i tak dalej, ale Ash przypomina bardziej słodkiego kociaka niż punka. Mniejsza o to. Diana powiedziała, że to jej życie i będzie umawiać się z kim chce, a on nie ma prawa decydować kogo ma kochać. Oczywiście nie odzywają się do siebie. Mama jak to mama, akceptuje Asha, tylko uprzedziła go, że lepiej niech nie próbuje jej skrzywdzić. A ja? Cóż. ..właśnie wracam ze spaceru. Słońce zaszło kilka minut temu. Weszłam na podwórko, po czym skierowałam się do drzwi. Pociągnęłam za klamkę. Nic. Drugi raz. Zamknięte. Zadzwoniłam dzwonkiem ze cztery razy, nikt nie otwiera. Zaczęłam rozpaczliwie przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu kluczy. Nie ma. Wyciągnęłam telefon z zamiarem napisania do siostry.
 
Ja: Gdzie jesteś? I rodzice?
 
Diana: Jestem z Ashem, wrócę jutro, a rodzice w San Diego-sprawy służbowe.
 
No świetnie. Co ja mam teraz zrobić? Popatrzyłam na okna Luke'a, gdzie jako jedyne świeciło się światło. Od razu skierowałam się ku drzwiom sąsiadów. Nie siląc się na pukanie czy dzwonienie, weszłam do środka. Chyba nie było Mike'a i Cala, bo było zadziwiająco cicho. Wspięłam się po schodach na piętro, odnalazłam pokój blondyna. Znalazłszy się w pustym pomieszczeniu usiadłam na łóżku. Zza drzwi na przeciwko słyszałam szum wody, więc najwidoczniej brał prysznic. Przejechałam wzrokiem po sypialni, w której byłam już setki razy. Na krześle, komodzie, a nawet podłodze walały się czarne dżinsy oraz koszulki i koszule. Przewróciłam oczami wzdychając. Bałaganiarz - to było jedyne, co przeszło mi przez myśl. Pozbierałam ubrania, po czym wrzuciłam je do kosza na brudy, poprawiłam stojące w kącie gitary i płyty na półkach oraz posegregowałam kartki zapisane nutami i słowami. Gdy skończyłam usiadłam z powrotem na miejsce, zakładając nogę na nogę. Nagle drzwi od łazienki otworzyły się, a ja zamarłam, moje oczy rozszerzyły się. Po jego klatce piersiowej spływały kropelki wody, a ręką przeczesał mokre włosy. Siedziałam cicho, gapiąc się na niego. Jakaś część mojej chorej wyobraźni chciała się na niego rzucić, a inna była w totalnym amoku. Blondyn zauważył mnie dopiero, kiedy zamknął drzwi.
- Heej Chriss. Co tu robisz? - Zapytał zupełnie swobodnie, jakby wcale nie stał przede mną pół nagi.
- Ja eeem... Przyszłam, bo...- czułam jak z każdą sekundą moja twarz staje się coraz bardziej czerwona. Nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- Ugh Luke do cholery bądź tak łaskawy i ubierz się do kurwy nędzy! - Powiedziałam.
Patrzył na mnie zdumiony, ale zaraz wybuchnął głośnym śmiechem. Ciągle się śmiejąc, wyjął z szuflady bokserki oraz koszykarskie spodenki. Zniknął za drzwiami łazienki. Wrócił po około dwóch minutach, a ja przeklinałam go w myślach. Wyglądał bosko w tych spodenkach, które wisiały na jego chudych biodrach.
- Więc, co cię tu sprowadza? - Spytał, powstrzymując śmiech.
- Nie moja kurwa wina, że w tych pieprzonych spodenkach, mokrych włosach i cholernym kolczykiem w wardze wyglądasz jak chodzący Bóg seksu! - Wybuchnęłam.
Oczy Luke'a w jednej chwili zrobiły się wielkie jak spodki. Odruchowo przygryzł dolną wagę. Nachylił się w moją stronę. Nie miałam pojęcia, co on chce zrobić. Jego usta znalazły się przy moim uchu, a mi coraz trudniej było oddychać. Co ze mną jest nie tak do cholery?
- Wiem, że byś chciała, abym wziął cię tu teraz na tym łóżku. Uwierz, narobiłaś mi na to ochoty- wyszeptał.
Odpechnęłam go lekko.
- Hemmings ty chory pojebie.
Blondyn zwijał się ze śmiechu. O mało nie spadł z łóżka. Poczekałam aż się uspokoi, mimo iż kochałam słyszeć jego śmiech i patrzeć kiedy się uśmiecha. Gdy wreszcie się ogarnął opowiedziałam mu, w jakiej to sprawie przyszłam.
- Jasne, możesz tu zostać.
Dał mi jedną ze swoich koszulek oraz czarne bokserki, podobne do tych, co miał na sobie. Poszłam wziąć szybki prysznic. Wytarłam ciało miękkim ręcznikiem i ubrałam się. Wszystko na mnie było dosłownie za duże. Przyłożyłam koszulkę do nosa. Bądź, co bądź pachniała Luke'iem, a ja uwielbiałam ten zapach. Wróciłam do pokoju.
- Chodź tutaj - poklepał miejsce obok siebie.
Rzuciłam się na łóżko, chowając twarz w poduszce.
- Ugh jestem zmęczona- wymamrotałam.
- Wyglądasz całkiem seksownie w moich ubraniach White- powiedział swoim uwodzicielskim tonem tuż przy moim uchu i w tym momencie przysięgam, że stanęło mi serce. Przekręciłam się na plecy. Czułam bijace od niego ciepło. Jego ręce znajdowały się po obu stronach mojej głowy. Widząc go tak blisko, zachłysnęłam się powietrzem.
- I co teraz powiesz księżniczko hmm?
Wisiał nade mną, a jego niebieskie jak bezgraniczny ocean oczy przejrzały mnie na wylot. Rozglądałam się, szukając każdej możliwej drogi ucieczki. Uświadomiłam sobie, że mam doskonały dostęp do jego żeber. Uśmiechnęłam się chytrze.
- Wiesz Lukey, jesteś głupi- mój głos ociekał słodyczą. Chłopak zmarszczył brwi nie wiedząc, o co chodzi. Chwilowa dezorientacja blondyna pozwoliła odetchnąć mi się od materaca. Hemmings przewrócił się na plecy. Siedziałam okrakiem na jego biodrach i zaczęłam łaskotać go po żebrach.
- HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHA PRZESTAŃ! HAHAHAHAHAHAHAHAHAHA BĘDĘ JUŻ GRZECZNY! - Zwijał się ze śmiechu, a ja nie dawałam mu spokoju.
- HAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHAHHAAHA PRZE-PRZEPRASZAM! -dałam mu spokój. Zeszłam z niego, kładąc się obok. Luke ciężko dyszał nie mogąc złapać tchu.
- Jesteś pokurwiona- wysapał.
- Wiem - wyszczerzyłam się.
Przewrócił oczami. Sięgnęłam po pilot i włączyłam telewizję. Leżeliśmy długi czas oglądając Pingwiny z Madagaskaru. Luke zasnął jako pierwszy. Nie raz już tak spaliśmy, ale dziś było jakoś inaczej. Przyglądałam się mu, wyglądał jak anioł pogrążony w głębokim śnie. Włosy odstawały mu na wszystkie strony, jego usta były lekko rozchylone. Od twarzy i torsu odbijało się światło księżyca. Wyglądał tak niewinnie. Jak mały chłopiec, tylko ten kolczyk dodawał całemu obrazowi pewnego rodzaju buntu. Pocałowałam go delikatnie w policzek. Cień uśmiechu przemknął przez jego twarz. W tym momencie oddałabym wszystko, aby właśnie tak zasypiać każdej nocy. Obok niego. 

_______________________________________
Czyż nie słodko? 
Czytasz = Komentujesz !!!

sobota, 24 października 2015

Rozdział 11

Wróciłam do domu koło trzeciej nad ranem. Położyłam się na łóżku i od razu zapadłam w sen. Jednak nie dane było mi nacieszyć się odpoczynkiem. Z samego rana, chyba po dziewiątej do pokoju jak burza wparowała Diana wraz z Hayley, które zażądały szczegółowego opisu wczorajszej randki. Opowiedziałam im wszystko, w między czasie ubierając się.
  - Dziewczyno, on jest w tobie po uszy zakochany - oznajmiła Diana, gdy skończyłam mówić.
  - Zgadzam się z nią, mimo że nie przepadam za tym chłopakiem - przytaknęła Hayley.
  - Pieprzenie. Hemmings NIE JEST we mnie zakochany. A poza tym, nie wiem czy jestem gotowa na związanie się z kimś na dłuższą metę - powiedziałam, zakładając na nogi trampki. Zgarnęłam z biurka telefon i wyszłam z sypialni. Dziewczyny oczywiście ruszyły za mną.
  - Tak ci się tylko wydaje Chriss, no a poza tym nie zauważyłaś jak on na ciebie patrzy? Jakbyś była centrum jego świata - rzekła Diana. Zahaczyłam o kuchnię, gdzie wzięłam z koszyka jabłko.
  - Taa jasne, a jestem królową Anglii. Idę się przejść.
Zamknęłam za sobą drzwi nie reagując na protesty mojej siostry i przyjaciółki. Musiałam się od nich uwolnić. Zerknęłam na dom na przeciwko i mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Pomaszerowałam deptakiem w stronę plaży. Uwielbiam spacerować po plaży, brzegiem oceanu. To mnie uspokajało, pomagało w spokoju pomyśleć nad wszystkim, co dzieje się w okół mnie. Ciągle myślałam o tym, co Luke wczoraj zrobił. I jeszcze ten jego tekst, że warto będzie poczekać. Nie wykluczam, że mogę mu się podobać, ale zakochanie? Wątpiłam w to szczerze. Luke jest słodki, nie jedna dziewczyna pewnie o nim marzy. Z dnia na dzień mają coraz więcej fanów, w tym oczywiście fanek, które tylko marzą, zęby wskoczyć im do łóżka. Nie zaprzeczę, jestem trochę o nie zazdrosna, ale tak tylko troszeczkę. Czasami chciałabym jednak zasypiać i budzić się obok niego. Monotonia, której pragnę najbardziej.  Moje rozmyślania, które zmierzają zdecydowanie za daleko przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Odblokowałam telefon, kliknęłam na migające powiadomienie.

Lukey: Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym dziś się znów z tobą spotkać. Niestety jesteśmy właśnie w drodze do  San Fransisco. Mamy tam koncert. Wrócimy dopiero za 2 dni, więc nici ze spotkania :c

Zachichotałam pod nosem, zupełnie nie wiem dlaczego.

Ja: Spotkamy się jak wrócicie :) I dajcie dobry koncert, bo inaczej skopie wam tyłki.

Lukey: Zawsze dajemy  świetne koncerty, dobrze o tym wiesz ;)

Ja: Nie zaprzeczę. ;)

Lukey: No właśnie. Na koncercie ma być około 500 osób wow... Chcemy spotkać się z fanami po koncercie. Zarzucali nas ostatnio pytaniami na Twitterze na ten temat, a szczególnie dziewczyny ^^

Ja: No tak, typowe, napalone fanki -,- 

Lukey: Ohoho twoja wypowiedź ocieka zazdrością Chriss xD 

Ja: NIE JESTEM ZAZDROSNA !!!

Lukey: Wmawiaj sobie księżniczko ;*

  Byłam tak zapatrzona w ekran telefonu, że nie zauważyłam osoby idącej z naprzeciwka. Wpadłam na osobnika, komórka wyleciała mi z  rąk, a ja wylądowałam tyłkiem na pisaku.
  - Ciągle niezdara - powiedział dobrze znany mi głos. Uniosłam wzrok. Nade mną stał uśmiechnięty Jai, wyciągający rękę w moją stronę. Chwyciłam  ją, a on pomógł mi wstać. Zabrałam telefon, po czym otrzepałam się z piasku.
  - Dzięki - burknęłam.
  - Nie ma za co. Co ty taka nie w humorze White?
  - Mój humor miał się świetnie dopóki cię nie zobaczyłam - odpowiedziałam z cierpkim uśmiechem.
  - Ała, kochanie nie tak ostro, bo się spalisz - chłopak złapał się za serce udając urażonego, ale też jednocześnie  widziałam, że się ze mnie nabijał. Boże, czym zgrzeszyłam, że pokarałeś mnie życiem z takimi idiotami na ziemi, jak ten tutaj?  Przecież na ogół jestem grzeczna. I raczej nikogo nie zabiłam. Jeszcze. Wyminęłam chłopaka, ruszając przed siebie. Oczywiście ten poszedł za mną.
  - O co chodzi? - Westchnęłam.
  - Mogę się z tobą przejść?
Uniosłam brew.
  - Proszę? - Dodał.
Machnęłam na niego ręką. Szliśmy jakiś czas w ciszy, która szczerze mówiąc nie była zbyt krępująca. Słychać było jedynie było szum oceanu, mewy, szuranie naszych butów po pisaku oraz nasze oddechy. popatrzyłam w niebo, mrużąc oczy. Zanosi się na deszcz, Zerkałam, co jakiś czas na bruneta, który na moje nieszczęście zauważył to.
  - Mam coś na twarzy? - Spytał.
Pokręciłam głową, a ledwo zauważalny uśmiech przemknął przez moją twarz.
  - O proszę, jednak potrafisz się uśmiechać.
Parsknęłam śmiechem.
  - To samo powiedziałeś na naszej pierwszej randce.
  - Pamiętasz - stwierdził Jai.
  - Jak mogłabym zapomnieć. To był jeden z najlepszych dni w moim życiu. Wtedy cię tak naprawdę poznałam, wtedy się zakochałam - powiedziałam szeptem. Miałam nadzieję, ze tego nie usłyszał, jednak jak zwykle się myliłam. Złapał moją dłoń i przyłożył ją do swojej piersi w miejscu gdzie było serce.
  - Ono zawsze będzie bić tylko dla ciebie.
Wbiłam wzrok w piasek. Łzy cisnęły mi się do oczu. Tym razem się nie dam, wmawiałam sobie. Znowu przegrałam, bo po chwili słona ciecz płynęła po moich policzkach. Wtuliłam się w bruneta. Płakałam, a Brooks gładził mnie po plecach. Znów czułam te wspaniałe perfumy, co tylko spotęgowało mój płacz. Już zapomniałam jak to było gdy zasypiałam nad ranem w jego ramionach. Jak budził mnie pocałunkiem i tym samym uciszał, gdy się kłóciliśmy. Dlaczego muszę być tak cholernie uczuciowa, tak wrażliwa na te wspomnienia. Przejechałam palcami po miejscu, w którym znajdował się tatuaż z moim imieniem. Poczułam jak gwałtownie wciąga powietrze. Odsunęłam się. Ze spuszczoną głową wyszeptałam ledwo słyszalne ,,przepraszam" i poszłam dalej wzdłuż plaży, zostawiając chłopaków z tyłu. Wytarłam oczy wierzchem dłoni. Po chwili poczułam dłoń na ramieniu. Usłyszałam jak delikatnie wymawia moje imię.
  - Dlaczego zawsze nasze spotkania muszą kończyć się płaczem? Czemu TY zawsze doprowadzasz mnie do łez?
  - To nie ja sprawiam, że płaczesz, lecz wspomnienia, które ciągle żyją w nas, mimo upływu tylu lat. Może nie zawsze było kolorowo, ale pamiętasz, gdy skakaliśmy  z klifu, a ty cholernie się bałaś?
Mały uśmiech znowu pojawił się na mojej twarzy.
  - ... albo, kiedy miałaś szlaban i wymknęliśmy się na imprezę, a tam spotkaliśmy matkę Kathrine. Uciekaliśmy, bawiąc się przy tym jak małe dzieci, próbując się gdzieś ukryć.
Krążyliśmy po plaży wspominając ,,tamte czas". Czasy kiedy byliśmy razem, gdy było dobrze. Nawet nie zauważyliśmy, że zaczął kropić deszcz, który z minuty na minutę padał coraz bardziej. Zaczęliśmy biec, śmiejąc się. Po chwili, przemoknięci do suchej nitki znaleźliśmy się pod domem Jai'a. Weszliśmy do środka. Chłopak przyniósł mi swój dres oraz o wiele za duży, czarny T-shirt. Wskazał mi gdzie znajduje się łazienka. przebrałam się i wysuszyłam. Mokre ubrania rozwiesiłam na kaloryferze. Brooksa zastałam w salonie popijającego herbatę. Drugi kubek stał na stole, więc domyśliłam się, ze jest on dla mnie. Wyjrzałam przez okno. Panująca na zewnątrz ulewa była coraz mocniejsza. A była taka cudowna pogoda. Z drugiej strony mieszkając w Londynie przyzwyczaiłam się do deszczu, w końcu był nieodłącznym elementem tamtejszej pogody.
Usiadłam na kanapie z głośnym westchnięciem. Oparłam głowę na dłoniach. Siedzieliśmy w ciszy. Nagle poczułam wibracje telefonu. Odblokowałam urządzenie. Dostałam wiadomość na WhatsApp. Kliknęłam na ikonkę.

Luke: Może to dziwne, ale stęskniłem się za tobą... Chciałbym zobaczyć twój uśmiech wśród publiczności.

Cień uśmiechu przemyka przez moją twarz.
  - Czyżby twój alwarro?  - Prychnął Jai.
Spiorunowałam go wzrokiem. Przysięgam, ze gdyby mój wzrok mógł zabijać leżałby martwy.
  - Przestań - mówię, ale po chwili w mojej głowie pojawia się pewna myśl. - Jesteś zazdrosny.
  - Co? - Pyta speszony.
  - Jesteś zazdrosny Jai - stwierdzam, zakładając ręce na piersi oraz unosząc wymownie brwi do góry. Mierzy mnie wzrokiem, po czym odpowiada.
  - Ja? Pff nie jestem zazdrosny o jakiegoś tlenionego blondaska próbującego udawać gwiazdę punk rocka, grającego w żałosnym zespole, który ma tandetną muzykę. Serio Chrissy?  Z której niby strony on do ciebie pasuje? Może i jakoś udaje mu się wyglądać na gwiazdeczkę punk rocka, ale to tak naprawdę tylko uroczy chłopak, dzieciak. On nie jest w twoim typie.
  - Jesteś skurwielem. Od kiedy to decydujesz jaki jest mój typ chłopaka - denerwuję się. Przegina. Naprawdę przegina. Wstaję z miejsca, mam dość jego towarzystwa. Idę w stronę wyjścia. Jestem na serio wkurzona. Targają mną negatywne emocje. Miałam racje mówiąc, że za każdym razem doprowadza mnie do płaczu, ale też jak widać potrafi  mnie wkurwić jak nikt inny. Dlaczego w ogóle pozwoliłam mu ze mną pójść? Teraz prawdopodobnie siedziałabym z powrotem w domu, w ciepłym łóżku lub jakiejś przyjemnej knajpce rozmawiając z przypadkową kelnerką. Gdy chcę chwycić klamkę czuję uścisk na ramieniu. Gwałtownie odwracam się.
  - Czego?! - Prycham. On nic nie mówiąc po prostu mnie przytula. Stoję i trwam  jego uścisku. czuję jak wszystkie emocje nagle opadają, napięte mięśnie rozluźniają się pod  wpływem jego dotyku. Jak to możliwe, że w jednej  chwili jest pieprzonym, aroganckim dupkiem, a w drugiej słodkim, niewinnym chłopakiem? Delikatnie odpycham Jai'a Ten łapie mój nadgarstek i prowadzi do pokoju. Tym razem siada obok mnie na kanapie. Ciągle trzyma moją dłoń, rysując na niej kółka. Patrzę na twarz bruneta, która wydaje się być czymś zmartwiona.
  - Coś się stało?
Unosi wzrok.
  - Dużo rzeczy Chriss.
Wpatruję się w niego oczekując rozwinięcia wypowiedzi, ale jej nie dostaję. Wzdycham ciężko. Jai zawsze był skomplikowany, ale odkąd znów się spotkaliśmy wydaje się być jeszcze bardziej zamknięty w sobie niż przedtem. Chciałabym czasami móc czytać w jego myślach, może wiedziałabym jak mu pomóc. Siedzieliśmy tak długi czas nic nie mówiąc. nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęło się ściemniać.
  - Chyba powinnam wracać - szepnęłam.
Spojrzał na mnie spod rzęs.
  - Zostań ze mną, proszę.
  - Ale...
  - Proszę - patrzył na mnie niemal błagalnym wzrokiem. Pokiwałam głowa na zgodę. Przygarnął mnie ramieniem do siebie. Wtulił głowę w zagłębienie w mojej szyi. Usłyszałam jak cicho coś mówi pod nosem do siebie. Po kilku minutach poczułam na skórze jego ciepłe łzy. Nie wiedział, co się dzieje, więc nie odzywając się głaskałam go tylko po plecach. On płakał i nie wiedzieć czemu sprawiało mi to ból. Był taki delikatny, kruchy jak nigdy. Martwiłam się o niego.
  - Jai, proszę powiedz mi, co się dzieje - poprosiłam.
  - Nie radzę sobie z tym wszystkim. Nie mogę znieść myśli, że ty ruszyłaś dalej, podczas gdy ja nie potrafię, bo ciągle mi cholernie na tobie zależy.  Nie mieści mi się w głowie, że ktoś inny mógł się wkraść do twojego serca tak szybko, tak łatwo...
  - Co? - Przerwałam mu.
  - Zakochujesz się w nim Chrissy. Każdego dnia coraz bardziej, mimo że jeszcze tego nie zauważasz, ale ja tak. On też się w tobie zakochuje. I to boli jak cholera.
Nic już nie powiedziałam. Po prostu mnie zamurowało. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Lubiłam Luke'a, ale zakochiwać się w nim? To nie może być prawda. To na pewno nie jest prawda. Jai w końcu zasnął na moich nogach, a ja przeczesywałam palcami jego włosy, nie mogąc zmrużyć oka. Wsłuchiwałam się w równomierny oddech Brooksa, a w głowie kotłowały mi się myśli. Czy to, co mówi Jai może być prawdą? Nie wiem. Znamy się tak krótko, fakt czuję się przy nim inaczej, ale czy to od razu oznacza, że się w nim zakochuję? Popatrzyłam na pogrążonego we śnie chłopaka. Co ja mam z nim zrobić? Zadaje sobie to pytanie już od dłuższego czasu. Może los stawia do cały czas na mojej drodze, aby mnie krzywdził, ranił bym upadała. Jak anioły. Lub kto wie, bym to ja była jego aniołem, którego potrzebuję. Lecz ja już znalazłam mojego anioła stróża, który mnie podnosi, gdy upadam. On uczy mnie latać, kiedy moje skrzydła zapominają jak to się robi.

_________________________________________________________
Ta dam! Oto nowy rozdział. Przepraszam, że tak długo, ale najpierw miałam małe problemy z komputerem, potem totalny brak weny :/
Czytasz = Komentujesz

sobota, 29 sierpnia 2015

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 10

Szliśmy w stronę bramy. Hemmings odezwał się pierwszy.
   - Wyglądasz pięknie.
Uśmiechnęłam się.
   - Dzięki.
Na drodze stała cudowna, zielona Honda CBR 600.  Chłopak podał mi kask, który włożyłam na głowę. Zrobił to samo, po czym wsiadł na ścigacza. Usiadłam za nim i objęłam jego szczupłą talię.
   - Trzymaj się mocno - powiedział i ruszył.
  Los Angeles tonęło w pomarańczowych promieniach zachodzącego słońca, a my pędziliśmy jego ulicami. Mijaliśmy przechodniów pogrążonych w swoich sprawach, imprezowiczów, którzy zmierzali do klubów, grupki znajomych, przytulone pary oraz gdzie nie gdzie samotników. Wtuliłam twarz w plecy blondyna. Wiatr wiał w plecy, ale ciało Luke'a przyjemnie grzało. 
  Po około dwudziestu minutach jazdy, zaparkował na ogromnym parkingu. Znalezienie miejsca samochodem graniczyło z cudem. Zeszłam z motocykla i zdjęłam kask. Rozejrzałam się dookoła. Dosłownie mnie zamurowało. Odwróciłam się w stronę mojego towarzysza, który z cwaniackim uśmieszkiem machał dwoma biletami na festival, na który nie było biletów od ponad pół roku. Z radością stanęłam w długiej kolejce.
   - Jak? - Tylko to udało mi z siebie wydusić.
   - Mam bardzo dobre znajomości - zaśmiał się.
Ochroniarz sprawdził nasze bilety jak i nas, po czym w końcu weszliśmy na plac tętniący życiem. Byliśmy w części gdzie znajdowało się wesołe miasteczko, przekąski, różnego rodzaju gry i tego typu rzeczy. Dalej odbywały się koncerty. Stała tam ogromna scena, której nie da się przeoczyć. Spojrzałam na rozpiskę wiszącą na pobliskiej tablicy. Większość artystów zdążyło wystąpić, lecz Nickelback, All Time Low oraz The Vamps mieli dopiero wyjść na scenę późnym wieczorem. teraz była przerwa między koncertami, więc grał DJ. Z głośników leciała piosenka ,,Here's To Never Growing Up"  Avril Lavigne. Nuciłam ją sobie pod nosem. Hemmings zerknął na mnie robiąc zabawną minę. Parsknęłam śmiechem. Ruszyliśmy w stronę stoisk z jedzeniem. Wzięłam popcorn, a Luke watę cukrową, którą cały czas mu podkradałam. Gdy skończyłam jeść swój posiłek, wyrzuciłam papier do kosza. Wpadałam na głupi pomysł.
   - Ej Luke! - Zawołałam.
   - C...- nie zdążył dokończyć, bo jego twarz wylądowała w wacie. Zmarszczył nos i wytarł twarz.
   - Przegięłaś mała - powiedział. Przerzucił mnie sobie przez ramie i szedł tak przez plac nie zważając, że ludzie patrzą na nas jak na totalnych idiotów. Zaczęłam się wyrywać, ale na marne były moje starania.
   - Puść mnie! - Zażądałam.
   - HA! Nie.
Zanim się zorientowałam siedziałam przypięta w wagoniku rollercoastera.
   - Co do ch... - urwałam, bo kolejka ruszyła, a ja popatrzyłam na chłopaka z mordem w oczach.
  Ten jednak zdawał się dobrze bawić. Nienawidziłam tego typu atrakcji w wesołych miasteczkach. T kolejka była zdecydowanie jedną z największych na jakich w życiu zdarzyło mi się być.  Przełknęłam głośno ślinę i chwyciłam rękę Luke'a wbijając w nią paznokcie. Z zamkniętymi oczami trzymałam kurczowo jego ramię przez cała jazdę. Po pięciu minutach na miękkich nogach, podpierając się o blondyna wyszłam z wagoniku. Powiedziałam mu, że jeśli jeszcze raz zabierze mnie wbrew mojej woli na to gówno to może pożegnać się z naszą znajomością. Chyba wziął moje słowa do serca, bo później wybieraliśmy te atrakcje, na które ja miałam ochotę.
  Trochę po dwudziestej pierwszej zaczął się koncert Nickelback. Kompletnie nic nie widziałam przez stojących przede mną wielkoludów. Wykręcałam szyję w każdą możliwą stronę, lecz nic to nie dało. Nagle ktoś złapał mnie za biodra i zaczął podnosić do góry.. Przestraszyłam się, ale po chwili poczułam znajome perfumy. Siedziałam na barkach chłopaka, a on zaplątał ręce wokół moich nóg, abym nie spadała. Śpiewałam dobrze znane mi piosenki, zarówno podczas występu Nickelback jak i All Time Low. Po koncercie ATC, trójka wielkoludów przede mną odeszła kupić piwo, więc blondyn czym prędzej znalazł się przy barierkach, stawiając mnie przed sobą i położył ręce po obu moich stronach, chroniąc tym samym przed tłumem napalonych nastolatek. Popatrzyłam na niego z wdzięcznością szepcząc ciche ,,dziękuję". Jakieś laski zaczęły się na niego pchać, aby być bliżej sceny, jednak on pozostawał nimi nie wzruszony. Gdybym stała tu sama na pewno by mnie zmiażdżyły.
  Nagle światła zgasły, publika zaczęła szaleć. Patrzyłam na scenę jak zaczarowana. Usłyszałam rytm wybijany na perkusji przez Tristana. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Potem doszedł też bas Connora i gitara Jamesa. Reflektory zaczynały słabo oświetlać scenę, więc mogłam zobaczyć zarys postur chłopaków. I w końcu na scenę wszedł Brad. Moja mała obsesja. No może nie taka mała. Podczas pobytu w Londynie bywałam ze znajomymi na dziesiątkach koncertów The Vamps i za każdym razem czułam się tak samo. Jak pięciolatka zamknięta w Disneylandzie. Na reszcie światła oświetliły całą scenę. Zapiszczałam na ich widok tak  jak te wszystkie napalone nastolatki w okół.  Luke popatrzył na mnie rozbawiony. Bradley przywitał się z publicznością, pytając jak się bawimy.  Cały tłum wrzasnął, aby potwierdzić, że świetnie. Zaczęli koncert od ,,Wild Heart", a ja wyjęłam telefon, by nagrać ich. Następnie ,,Risk it All", ,,High Hopes",  ,,Another World" , ,,Move My Way", ,,Somebody To You". Śpiewałam cały czas z Simpsonem, a on kilka razy puścił mi oczko, na co się rumieniłam.
   - Teraz przedostatnia piosenka tego wieczoru. Mam nadzieję, że ja znacie.
Nagle poczułam ciepły oddech przy uchu i znajomy głos śpiewający mi wstęp piosenki.

I talk a lot of shit, (Gadam masę bzdur,)
When I'm drinkin' baby, (Kiedy piję kochanie,)
I'm known to go a little too fast (Jestem znany z pośpiechu.)
Don't mind all my friends, (Nie zwracaj uwagi na moich przyjaciół,)
I know they're all crazy, (Wiem, że są szaleni)
But they're the only friends that I have, (Ale to jedyni przyjaciele, jakich mam.)

I know I don't know you but I'd like to (Wiem, że cię nie znam, ale chciałbym)
Skip the small talk and romance, girl (Pominąć nic nieznaczącą rozmowę i romans, dziewczyno)
That's all I have to say so baby (To wszystko co mam do powiedzenia, więc skarbie)
Can We Dance? (Możemy zatańczyć?)
  Odkręciła się do Hemmingsa z wielkim uśmiechem na twarzy.
   - Nie wiedziałam, że znasz ich piosenki.
   - Dużo rzeczy o mnie nie wiesz skarbie - odpowiedział.
Pokręciłam ze śmiechem głową, wracając do nagrywania koncertu. Piosenka dobiegła końca. Brad otarł pot z czoła, po czym napił się wody, wracając do mikrofonu.
   - Okay ludzie. Chcielibyśmy zaprosić na scenę naszego dobrego znajomego, aby zaśpiewał z nami ostatni kawałek specjalnie dla dziewczyny, z którą jest aktualnie na randce. Hemmings chodź tutaj! - Zaśmiał się Simpson.
Zamurowało mnie. Kolejny raz tego dnia. Kompletnie nie mogłam się poruszyć. Luke znał The Vamps! Jak?! Poczułam jego silne ramiona przenoszące mnie przez barierkę, a potem usta na czole, co jeszcze bardziej mnie oszołomiło.
   - Nie zemdlej mi tu Chrissy - powiedział ze śmiechem.
Wbiegł Pobiegł do chłopaków i przywitał się z nimi. Rozbrzmiały pierwsze dźwięki ,,Lovestruck'', a mpje serce zaczęło bić dwa razy szybciej. przygryzłam wargę, żeby nie zacząć piszczeć. Uwierzcie mi ,mój fangirling nie zna granic. Głos blondyna, patrzącego na mnie, gdy śpiewał był niesamowicie głęboki i seksowny, ze miałam watę w kolanach. Mimo totalnego szoku w dalszym ciągu nagrywałam koncert. Nie wiem jak mi się to udawało.

I'd sing your name over the airwaves, (Wyśpiewałbym twoje imię w przestrzeń,)
Crash your couch and sleep off or stay awake. (Upadłbym na twoją kanapę i spał albo po prostu został)
If not tonight, maybe tomorrow, (Jeśli nie tej nocy, może jutro, ponieważ)
Cause I'm hung up, I'm shook up, (Mam na twoim punkcie obsesję, jestem wstrząśnięty.)
I'm lovestruck. ( Jestem zadurzony)

I'd wait all day, just for a maybe ( Czekałbym cały dzień, tylko dla ''może'')
I'm trying to find a way to be worthy. (Próbuję znaleźć sposób, żeby zasłużyć na twój szacunek.)
If not tonight, maybe tomorrow ( Jeśli nie tej nocy, może jutro, ponieważ)
Cause I'm hung up, I'm shook up, (Mam na twoim punkcie obsesję, jestem wstrząśnięty.)
I'm lovestruck. ( Jestem zadurzony.)
  Nuciłam pod nosem tekst piosenki, patrząc tylko na Luke'a. Po chili występ dobiegł końca, a oni podziękowali publiczności, zeszli ze sceny. Hemmings podszedł do mnie i pociągnął za sobą w stronę ,,kulis", gdzie zastaliśmy roześmianych członków zespołu. Gdy nas ujrzeli zamilkli, jednak uśmiechy wciąż gościły na twarzach.
   - Ty musisz być Chrissy - powiedział Brad, podchodząc bliżej. Wziął mnie w ramiona i okręcił nas wokół własnej osi. Connor, James oraz Tristan również mnie uściskali.
Porozmawialiśmy z nimi z jakieś dziesięć minut. Potem przyszedł menadżer zespołu, który oznajmił, że zaraz muszą wyjeżdżać. Zrobiliśmy sobie z chłopakami zdjęcia. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z namiotu. Weszliśmy z powrotem na obręb wesołego miasteczka. Blondyn zaciągnął mnie do automatu z zabawkami.
   - Wybierz którąś.
Zerknęłam na maszynę. Wśród kilkudziesięciu pluszaków znalazłam sporawego, uroczego pingwina. Wskazałam na maskotkę. Luke wrzucił banknot do automatu i zaczął sterować łapą. W chwili, gdy miał już go w szczypcach, pluszak upadł na stertę miśków. Z frustracją wrzucił jeszcze jednego dolara. Za piątym razem podał mi pingwina z wielkim, dumnym uśmiechem na twarzy. Ruszyliśmy w stronę parkingu.
   - Nazwę go...hmm...Lukey - powiedziałam.
  Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. Uśmiechnęłam się nieśmiało, spuszczając wzrok. w tym momencie była jedna rzecz, którą chciałam zrobić. jedną ręką trzymałam maskotkę, natomiast drugą szukałam dłoni blondyna. Musnęłam delikatnie opuszkami palców jego nadgarstka. Zjechałam ręką trochę niżej. Splotłam nasze palce. Dłoń Luke'a była ogromna w porównaniu do mojej. Spojrzałam kątem oka, by zobaczyć reakcję Hemmingsa. Kącik jego ust uniósł się delikatnie do góry i ścisnął lekko moją dłoń. Szliśmy w wyznaczonym wcześniej kierunku trzymając się za ręce, a ja byłam szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak się czułam.
  Dotarliśmy do motocykla. Chłopak założył mi kask na głowę. Usiadłam na miejsce, wtulając się w jego plecy. Po kilku minutach znaleźliśmy się pod jakimś wieżowcem. Posłałam mu nieme pytanie.
   - Zaufaj mi - poprowadził mnie za sobą.
  Weszliśmy tylnym wejściem do środka. Następnie wspinaliśmy się po schodach, które zdawały się nie mieć końca. Wszędzie panowały egipskie ciemności przez, co potykałam się o własne stopy. Nie miałam pojęcia, co to za miejsce. W końcu dotarliśmy na ostatnie piętro budynku. Luke otworzył klapę w suficie, wchodząc po drabince. Poszłam w jego ślady. Znaleźliśmy się na dachu. Otworzyłam szeroko usta zachwycona rozciągającym się przede mną widokiem.
     - To jedno z moich ulubionych miejsc w Los Angeles. Tu wszystko wydaje się inne. Łatwiejsze. Mimo, że to tylko pozory. Czuję jakbym mógł zrobić dosłownie wszystko. Tutaj nie ma rzeczy nie możliwych - szepnął, podchodząc do krawędzi dachu.
  Stanęłam obok niego. Zaparło mi dech w piersiach. To miasto jeszcze nigdy nie wydawało się tak piękne. Wyglądało magicznie. Zarysy palm, domów i tego wszystkiego, co się tu znajdowało były w odcieniach czerni i granatu. Rozjaśniane tylko przez uliczne latarnie, nieliczne światła w mieszkaniach oraz lampki klubów. Byłam tak zapatrzona w ten widok, że nie zauważyłam jak Luke siada na krawędzi dachu. Przestraszyłam się. w każdej chwili mógł spaść.
   - L-Luke..
Odwrócił głowę w moją stronę.
   - Nie bój się Chrissy. Usiądź koło mnie.
Wachałam się, lecz po kilku minutach nie pewnie zrobiła, o co prosił. Wyjął z kieszeni paczkę Marlboro, odpalił jednego papierosa. Zaciągnął się używką i wypuścił dym.
   - Nie wiedziałam, że palisz.
   - Czasami. Popatrz tylko - zmienił temat, wskazując w dół - jak niewiele nas dzieli od śmierci.  Myślimy jak to możemy mieć wszystko, ale wystarczy jeden zły ruch i wszystko tracimy. Nie ma nas. W takich miejscach uświadamiamy sobie jakie życie jest kruche, jak niewiele trzeba, aby je stracić - wpatrywał się w przestrzeń dopalając papierosa. - Wiesz, zastanawia mnie jedna rzecz. Wychowujesz się w bogatej rodzinie, mieszkasz we wspaniałej posiadłości, nie musisz pracować, możesz mieć, co tylko dusza zapragnie, ale ty się z tym nie obnosisz. Zupełnie jakbyś tego wszystkiego nie miała. Zachowujesz się normalnie. Jak to robisz?
  Wzruszyłam ramionami. nigdy nad tym nie rozmyślałam. Po prostu nie zwracałam na mój stan majątkowy uwagi. Kiedy byłam dzieckiem fajnie było mieć wszystkie zabawki, o których inne dzieciaki mogły tylko pomarzyć. Każda dziewczynka mi zazdrościła. Z czasem przestało mnie obchodzić jakie mam zabawki, gadżety, ubrania. Jeżeli coś było mi potrzebne - kupowałam tyle. Nie przejmowałam się ceną ani marką, podobało się -brałam.
   - Nie wiem. Chyba wolę być zwykłą dziewczyną, niż zapatrzoną w siebie snobką, którą obchodzi tylko, co jutro założy, albo czy starczy jej czasu na zakupy - odparłam.
 Zgniótł papierosa i wyrzucił go w przepaść. Chwilę później poczułam jego dłoń na mojej.
   - Więc pewnie taka ,,zwykła dziewczyna" jak ty ma jakieś marzenia.
   - Marzy mi się pocałunek na dachu wieżowca, w nocy, w strugach deszczu, ale chyba każda o tym marzy. A ty Luke?
   - Żeby ten cholerny deszcz zaczął padać - wyszeptał.
  Nachylił się do mnie. Jego usta były tylko kilka centymetrów od moich. Zachichotałam i powiedziałam do jego ucha.
   - Oj Lukey, chyba nie myślisz, że pocałować mnie jest tak łatwo.
Zaśmiał się pod nosem, po czym objął mnie ramieniem i przytulił.
   - W takim razie wiem, że będzie warto poczekać - powiedział.

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 9

  Obudził mnie hałas dochodzący z dołu. Ktoś prawdopodobnie nieudolnie przygotowywał śniadanie.  Przeturlałam się na drugą połowę łóżka. Zmarszczyłam czoło. Luke'a nie było. Gwałtownie otworzyłam oczy. Wczorajsza noc wydawała się tylko pięknym snem. Wstałam z miejsca, ubrałam się i zeszłam do kuchni sprawdzić kto robi tyle hałasu. Po pomieszczeniu krzątał się półnagi Irwin, który śpiewał pod nosem nie znaną mi melodię. Patrzyłam na niego oniemiała. Co on do cholery robił w mojej kuchni w dodatku w samych bokserkach?!

  - Ashton, kochanie, co...robisz?- Do pomieszczenia weszła Diana w za dużej koszulce, prawdopodobnie należącej do chłopaka. Umilkła na mój widok. Nie wiedziała, co powiedzieć. Blondyn odwrócił się w naszą stronę. Było trochę niezręcznie. Patrzyłam to na Ashtona, to na moją siostrę.
  - Czy wy...ze sobą...dzisiaj w nocy- zaczęłam jąkając się. Widząc ich zażenowane  miny i twarze jak u dzieci przyłapanych na zrobieniu czegoś złego, wybuchnęłam głośnym, niekontrolowanym śmiechem, po czym wróciłam do siebie, rzucając się na łóżko. Chwyciłam telefon z szafki, aby zerknąć na zegarek. Po dziesiątej. Napisałam, więc do Luke'a.

Ja: Gdzie jesteś? :)

Nie otrzymałam odpowiedzi. Postanowiłam spytać Ashtona, czy wie coś może na temat jego pobytu. Znalazłam go w salonie na kanapie z Dianą. Byli już całkowicie ubrani. Jedli śniadanie i oglądali jakiś program muzyczny na MTV. Wyglądali razem słodko. Para jak z obrazka.
  - Ash nie wiesz przypadkiem gdzie jest Luke?- Zwróciłam się do blondyna.
  - Pojechał z samego rana do studia. Jeśli chcesz mogę zadzwonić do Kathy, żeby cię do niego wpuściła. Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.                                                                                   Zabrałam kluczyki do samochodu. Usiadłam na miejscu kierowcy, odpalając auto. Wyjechałam na ulicę, która tętniła już życiem o tej porze dnia. Po drodze wstąpiłam do Starbucksa. Zamówiłam dwie kawy oraz muffiny. Byłam głodna, a nie wiedziałam ile czasu spędzę z blondynem w studiu. W końcu zaparkowałam przed wielkim budynkiem. Weszłam do środka, rozglądając się dookoła nie wiedząc w którą stronę pójść. Stałam na środku holu z dwoma kubkami kawy i papierową torebką z słodkościami. Wszędzie krążyli śpieszący się ludzie. Byli to pewnie menagerowie, producenci i tego pokroju osoby. Usłyszałam za sobą swoje imię. Odwróciłam się. Stała przede mną rudowłosa, zgrabna kobieta, na moje oko mająca z dwadzieścia pięć lat. Patrzyła na mnie swoimi wielkimi, niesamowitymi zielonymi oczami, uśmiechając się przyjaźnie. Ubrana w czarne, bardzo obcisłe dżinsy, podkreślające jej długie, chude nogi, biały podkoszulek, czarną ramoneskę i wysokie szpilki tego samego koloru prezentowała się powalająco. Nie jedna dziewczyna z pewnością chciałaby wyglądać tak jak ona. Ja również. Faceci wręcz rozbierali ją wzrokiem. Przedstawiła się jako Kathrine Williams, stylistka chłopaków. W drodze na dziesiąte piętro opowiadała mi o swojej współpracy z zespołem. Po dotarciu na miejsce wskazała mi na drzwi z numerem 179. Podziękowałam jej. Pożegnałam dziewczynę i weszłam do pomieszczenia. Zauważyłam Luke'a za szybą w kabinie nagraniowej. Usiadłam na skórzanym fotelu przy konsoli muzycznej. Założyłam słuchawki, aby słyszeć chłopaka, który nie zdając sobie jeszcze sprawy z mojej obecności zaczął szarpać struny gitary. Potem dołączył też wokal.
  
I need your love to light up this house/ Potrzebuję twojej miłości, by oświetlić ten dom                               
I wanna know what you're all about/ Chciałbym wiedzieć o co ci chodzi                                                               
I wanna feel you feel you tonight/ Chciałbym cię poczuć, poczuć cię tej nocy,
I wanna tell you that it's alright/ Chciałbym powiedzieć ci, że jest w porządku.
I need your love to guide me back home/ Potrzebuje twojej miłości, żeby zaprowadziła mnie do domu
When I'm with you, I'm never alone/ Kiedy jestem z tobą, nigdy nie jestem samotny,
I need to feel you feel you tonight/ Muszę poczuć cię, poczuć cię tej nocy,

I need to tell you that it's alright/ Muszę powiedzieć ci, że jest w porządku.

We'll never be as young as we are now/ Nigdy nie będziemy tak młodzi jak teraz,
It's time to leave this old black and white town/ To czas, by opuścić to stare, czarno-białe miasto,
Let's seize the day/ Chwytajmy dzień
Let's run away/ Uciekajmy
Don't let the colors fade to grey/ Nie pozwólmy by kolory wyblakły do szarości

We'll never be as young as we are now/ Nigdy nie będziemy tak młodzi jak teraz,
As young as we are now.../ Tak młodzi jak teraz.

I see myself here in your eyes/ Widziałem siebie w twoich oczach,
Stay awake 'till the sunrise/ Będę rozbudzony aż do wschodu słońca,
I want to hold you hold you all night/ Chciałbym trzymać cię, trzymać cię całą noc,
I want to tell you that you're all mine/ Chciałbym powiedzieć ci, że jesteś moja.
I feel our hands intertwined/ Czuję nasze splecione ręce,
Hear our hearts beating in time/ Słyszę nasze serca bijące w tym samym czasie,
I need to hold you hold you all night/ Muszę trzymać cię, trzymać cię całą noc,

I need to tell you that you're all mine/ Muszę powiedzieć ci, że jesteś moja.

We'll never be as young as we are now/ Nigdy nie będziemy tak młodzi jak teraz,
It's time to leave this old black and white town/ To czas, by opuścić to stare, czarno-białe miasto,
Let's seize the day/ Chwytajmy
dzień                                                                                                                            
Let's run away/ Uciekajmy
Don't let the colors fade to grey/ Nie pozwólmy by kolory wyblakły do szarości
We'll never be as young as we are now/ Nigdy nie będziemy tak młodzi jak teraz,
As young as we are now.../ Tak młodzi jak teraz.

We won't wait/ Nie będziemy czekać
For tomorrow/ Na jutro

It's too late/ Jest zbyt późno
We don't follow/ Nie rozumiemy

We'll never be as young as we are now/ Nigdy nie będziemy tak młodzi jak teraz,
It's time to leave this old black and white town/ To czas, by opuścić to stare, czarno-białe miasto,
Let's seize the day/ Chwytajmy dzień                                                                                                         Let's run
away/Uciekajmy                                                                                                                                                     Don't let the colors fade to grey/ Nie pozwólmy by kolory wyblakły do szarości
We'll never be as young as we are now/ Nigdy nie będziemy tak młodzi jak teraz,
As young as we are now.../ Tak młodzi jak teraz.
As young as we are now/ Tak młodzi jak teraz.

 Kochałam słuchać jego głosu. Był perfekcyjny. A ta piosenka? Brak mi słów, żeby ją opisać.  Blondyn wreszcie uniósł głowę znad gitary i nasze oczy się spotkały. Posłałam mu nieśmiały uśmiech. Odłożył gitarę, wstając z miejsca. Otworzył drzwi i znalazł się w tym samym pokoju, co ja.
  - Hej Chrissy. Co tutaj robisz?
  - Przyniosłam ci kawę - podałam mu kubek i wyjęłam muffiny, które położyłam na stoliku. Hemmings usiadł na drugim fotelu koło mnie, kładąc nogi na zagraconym przez różne papiery biurku.
  - Lucas! - Skarciłam go.
  - No co?- spytał sięgając po muffina. Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową. Siedzieliśmy przez jakiś czas w milczeniu pijąc kawę. Postanowiłam przerwać ciszę trochę niezręcznym zdaniem.
  - Wiesz, dzisiejsza noc była umm miła - spuściłam wzrok, rumieniąc się, gdy przypomniałam sobie ciepło blondyna i mnie przytuloną do niego. Po chwili Luke uniósł delikatnie moją bodę, abym mogła na niego spojrzeć. Nasze twarze dzieliło dosłownie klika centymetrów..
  - Mógłbym zasypiać tak codziennie- powiedział szczerze. Nie poruszyłam się. Nie wiedziałam nawet, co powiedzieć. Te słowa zadziałały na mnie paraliżująco. Tkwiliśmy tak dopóki nie odsunął się z cichym westchnięciem i wrócił do picia kawy. Dopiliśmy swoje napoje i dojedliśmy ciastka. Wyszliśmy z budynku w idealnej ciszy. Na zewnątrz spotkaliśmy kilka fanek. Luke z chęcią rozdawał autografy i pozował z dziewczynami do zdjęć. A ja poczułam ukłucie zazdrości, gdy wysoka, piękna brunetka robiła z nim fotkę, całując go w kącik jego ust. Fanki odeszły zadowolone, patrząc na mnie dość sceptycznie.
  - To ja już chyba pójdę - powiedziałam. 
Chciałam pójść do swojego samochodu jednak chłopak chwycił mój nadgarstek, przyciągając mnie do siebie. Znalazłam się w ramionach Hemmingsa i znów poczułam się na właściwym miejscu. Wdychałam perfumy chłopaka, które tak na marginesie, mogłyby być moim tlenem. Wyglądałam przy nim jak dziecko ale nie przeszkadzało mi to. Sięgałam mu ledwo do ramion. Stałam wtulona w ramiona Luke'a przez jakiś czas, gdy w końcu usłyszałam ciche mruknięcie ,,dziękuję za kawę". Puścił mnie, a ja poszłam do swojego samochodu. Oparłam głowę o kierownicę. Co ten człowiek ze mną robi? To zdecydowanie nie jest normalne. 
  Po powrocie do domu zastałam Dianę oraz Ashtona takich jak ich zostawiłam, czyli  przed telewizorem. Nie mając nic ciekawszego do roboty dołączyłam do nich. Później zjawili się również Calum, Michael i Hayley z chińszczyzną i piwem. Na pytanie gdzie Luke, odpowiedzieli że miał coś do załatwienia na mieście. Spędziliśmy resztę dnia na oglądaniu głupich programów telewizyjnych oraz na kłóceniu się z Calem, która drużyna w siatkówkę jest lepsza. To drugie to tylko ja i Hood, reszta patrzyła na nas z politowaniem. On upierał się przy Brazylii, natomiast ja przy USA. Spór rozstrzygnął Clifford, który stwierdził, że nie wie o, co my się kłócimy skoro obie reprezentacje są naprawdę dobre, mimo to oboje z Calumem upieraliśmy się przy swoim.

                                                                                 ***
  
  Reszta tygodnia wyglądała mniej więcej tak samo. Wstawałam rano, biegałam, oglądałam filmy, przeglądałam Tumblra i Twittera. Jedyną różnicą było to, że z dnia na dzień coraz bardziej denerwowałam się randką. Luke'a nie widywałam w ogóle, tak samo jak reszty zespołu i Hayley, która miała ostatnio mnóstwo pracy. Mnie natomiast pożerał stres. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać i jak przebiegnie nasza randka. Bałam się, że wyjdę przed nim na idiotkę. Po opisaniu na Tumblrze kilku moich sytuacji z Luke'iem i tym jak się przy nim czuję, jedna dziewczyna napisała, iż mam do niego słabość. Mimo naszej krótkiej znajomości to nie zaprzeczę, Luke to przystojniak. Gorący, seksowny, słodki i uroczy przystojniak. No i te jego oczy, i kolczyk w wardze. Ale niech to zostanie między nami. Gdy nadszedł wreszcie TEN dzień, biegałam po domu od rana jak opętana. Po południu wzięłam długą kąpiel, ogoliłam nogi, umyłam i ogarnęłam włosy, zrobiłam makijaż. Weszłam do garderoby. Przeglądałam z frustracją wieszaki. Byłam na siebie wkurzona. Mogłam o tym pomyśleć wcześniej i wybrać się na zakupy. Szlag by to wszystko trafił. Usiadłam na fotelu, stukając paznokciami o uda. W pewnej chwili wpadłam na pomysł. Zerwałam się z miejsca, po czym pognałam do pokoju Diany. Zastukałam trzy razy w drzwi. Otworzyła mi po kilku sekundach. Weszłam do środka.
  - Hej umm mam sprawę.
  - Jaką? - Zapytała, patrząc na mnie ze zdziwieniem. Potarłam skrępowana kark. Pomyśli, że zwariowałam.
  - Czy mogłabyś mi pożyczyć ymm sukienkę? - Wymamrotałam pod nosem. Popatrzyła na mnie jakby zobaczyła ducha.
  - Czy wszystko z tobą w porządku Chrissy? Uderzyłaś się w głowę, gdy tu szłaś, albo ufo porwało prawdziwą ciebie, a ty jesteś tą złą wersją siebie ? Od kiedy to ty Christina Allyson Evelyn White nosisz sukienki? - Blondynka nie mogła uwierzyć w moje słowa. Właściwie ja też.
  - Nie, po prostu idę na randkę i...
  - CO DO KURWY NĘDZY?! O MÓJ BOŻE, CHOLERA JASNA, KIM JEST TEN NIESZCZĘŚNIK?!
Wbiłam wzrok w podłogę.
  -  Hemmings - myślałam, że oczy wyjdą jej z orbit.
  - O MÓJ...
  - Oj zamknij się wreszcie i daj mi jakąś sukienkę.
  Wyjęła z szafy kilka sukienek, po czym rozłożyła je na łóżku. Przyglądałam im się marszcząc noc. Wahałam się pomiędzy bordową, na cienkich ramiączkach, a czarną, rozkloszowaną, do połowy ud, na grubszych ramiączkach. Ostatecznie wybrałam ta drugą. Wróciłam do siebie. Dobrałam do niej białą, dżinsową kurteczkę z czarnymi wzorkami oraz białe Vansy. Pomalowałam paznokcie i byłam gotowa. Zostało mi jeszcze pół godziny. Spakowałam do torebki potrzebne rzeczy, spryskałam się ulubionymi perfumami. Zeszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Siedziałam jak na szpilkach czekając na Luke'a. Nawet nie zauważyłam, kiedy dosiadła się do mnie Diana.
  - Ten chłopak musi być serio wyjątkowy, skoro dla niego założyłaś sukienkę- poklepała mnie po ramieniu. Chciałam zaprzeczyć,  ale w tej samej chwili rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Popatrzyłam na siostrę. Uśmiechnęła się i pokazała, że trzyma kciuki. Pociągnęłam za klamkę.
  - Hej - powiedział blondyn, który o cholera wyglądał zabójczo w białej, obcisłej koszulce, niebieskiej koszuli w czarną kratę, czarnych rurkch oraz granatowych Vansach. Kolczyk w wardze prezentował się idealnie w jego pełnych ustach. Wyciągnął do mnie rękę, którą chwyciłam.
  - Idziemy?- Spytał. Pokiwałam z uśmiechem głową i poszłam za chłopakiem.
  

__________________________________________________
A więc oto nowy rozdział :) Faniction dostępne również na Wattpadzie  *klik*  
Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia. Jesteście kochani <3 br="" do="" nast="" pnego...="">

wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział 8 / Przepraszam

   Patrzyłam na blondyna z nie małym zaskoczeniem. Powiedział, że poznał idealną dziewczynę, a ja, no cóż do ideałów nie należałam zdecydowanie. Mimo to, zrobiło mi się ciepło na sercu, że tak o mnie myślał. Chłopak czekał z niecierpliwością na moją odpowiedź, zagryzając kolczyk w dolnej wardze. Zaskoczył mnie tym pytaniem i tak naprawdę nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć. Znaliśmy się krótko, a poza tym bałam się, ze coś spieprzę. Zastanawiałam się dłuższą chwilę. Chciałam odpowiedzieć Hemmingsowi, gdy do kuchni weszła Diana ledwo trzymając się na nogach.
- Dajcie mi jakieś proszki, bo głowa mi zaraz pęknie- jęknęła.
Wskazałam na blat ledwo powstrzymując śmiech. Wyglądała jak chodzące zombi. Wzięła tabletki i popiła je wodą.
- Przeszkodziłam wam w czymś? - Spytała.
Oboje pokręciliśmy głowami. Dziewczyna mierzyła nas wzrokiem. Zeskoczyłam ze stołka, aby zrobić sobie kawę. Po chwili aromat świeżo zaparzonej kawy rozniósł się po domu. Zabrałam kubek i wróciłam do swojego pokoju, po drodze uśmiechając się nieśmiało do Luke'a. Będąc u siebie porwałam z biurka telefon. 4 Nieodebrane połączenia od Lexie oraz 1 wiadomość.

Lexie: Nie wrócę szybko do LA. Z mamą jest gorzej. Mogłabyś powiadomić Jai'a? Nie mogę się z nim skontaktować. Wyślę ci jego adres. Wiem, że nie chcesz go widzieć, ale zrób to dla mnie. Proszę.

Westchnęłam. Nie chcę tam iść, no, ale muszę. Lexie bardzo martwi się o mamę i w takim stanie, jakim zapewne jest nie mogę jej odmówić. Wystukałam szybką odpowiedź. Rzuciłam telefon na łóżko i przebrałam się w krótkie spodenki oraz biały tank top. Zabrałam telefon oraz pieniądze na taksówkę, po czym wsunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne, a na stopy trampki. Zadzwoniłam po taksówkę, schodząc do przyjaciół, którzy przebywali w salonie. Wszyscy oprócz Luke'a umierali na kanapie. Hemmings najwidoczniej zlitował się nad nimi i zrobił im śniadanie.
- Chłopaki ja nie wiem jak wy dzisiaj zagracie. Wyglądacie jakby, ktoś was zamordował, przejechał czołgiem, a potem grał wami w kręgle, ale jeżeli nie wytrzeźwiejecie do wieczora to ja was zabije- warknął blondyn stawiając na stole dzbanek z czarną kawą.
- Spokojnie morderczy pingwinie, bo ci zaraz żyłka pęknie. Nie po takich imprezach graliśmy koncerty- wymamrotał Ashton jedząc kanapkę.
Postanowiłam wycofać się zanim mnie zauważą.
- Chrissy?
Zacisnęłam zęby i napięłam mięśnie. Odwróciłam się.
- Co jest Luke?
- Wracając do mojego pytania...
- Porozmawiamy o tym później - powiedziałam.
Wyszłam z domu. Wsiadłam do taksówki podając adres mężczyźnie za kierownicą. Patrzyłam na zatłoczone ulice Los Angeles. Kochałam to miasto. Za jego piękno, za pogodę, za wspomnienia, za energię, którą tętniło.
Po dotarciu na miejsce zapłaciłam kierowcy. Wyszłam z samochodu i skierowałam się do drewnianego domku na plaży. Weszłam po skrzypiących schodach na mała werandę. Zapukałam nieśmiało. Zero odzewu. Ponowiłam próbę, pukając mocniej w drzwi. Nic. Nacisnęłam klamkę. Drzwi ustąpiły. Zrobiłam krok w przód, potem drugi, trzeci, aż dotarłam do pokoju, który musiał być sypialnią chłopaka. Zamurowało mnie. Stałam w miejscu przyglądając się ścianie, na której wisiały nasze wspólne zdjęcia. Ręka sama powędrowała w stronę fotografii. Pierwsze spotkanie, pierwsza randka, wspólne wypady na miasto, siedzenie na dachu jego domu, przesiadywanie w opuszczonym warsztacie. Chwyciłam w dłonie jedno ze zdjęć. Siedzieliśmy na przytuleni na plaży. Pamiętam ten wieczór, wtedy po raz pierwszy powiedział mi,,Kocham cię".

Chłopak obejmował moje drobne ciało. Czułam się tak cudownie. Patrzyłam w niebo, po którym latały ptaki.
- Chciałabym latać tak jak one - wskazałam palcem na szybujące mewy.
Brunet powędrował wzrokiem we wskazanym przeze mnie kierunku.
- Nawet gdybyś mogła latać to i tak bym cię nie puścił.
- Dlaczego? - Spytał zdziwiona.
 - Bo cie kocham i nie chcę cię stracić- szepnął do mojego ucha.

- Chrissy? - Usłyszałam za plecami.
Odłożyłam zdjęcie na miejsce. Odwróciłam się do Brooksa.
- Hej - powiedziałam, wkładając ręce w tylne kieszenie spodenek.
Patrzyłam na Jai'a, a może raczej na jego odsłoniętą klatkę piersiową. Tatuaż z moim imieniem niesamowicie rzucał się w oczy.
- Co tu robisz? - Spytał, podchodząc bliżej.
- Bo ja umm to znaczy...- Zaczęłam się jąkać. - Lexie mnie poprosiła, abym powiedziała ci, ze z wasza mamą jest coraz gorzej, więc zostaje w Miami na dłużej. Tylko to miałam do przekazania. Pójdę już.
Chciałam wyjść z pokoju. Nie mogłam oddychać. Powietrze w sypialni było przesycone jego cholernymi perfumami.
Gdy go mijałam, Jai chwycił moje ramie.
- Zostań - poprosił.
- Jai...
- Proszę - przerwał mi.
Przytaknęłam głową na znak, że się zgadzam. Pociągnął mnie do salonu. Usiadłam na fotelu. On zrobił to samo. Panowała między nami niezręczna cisza. Wzrok wbijałam w dywan, byle tylko na niego nie patrzeć. Czułam się dziwnie siedząc w domu mojego byłego, który wczoraj powiedział, że ciągle mnie kocha. Czasami myślałam jak to by było gdybyśmy do siebie wrócili. Nie mam pojęcia, czy byłaby między nami ta sama miłość, to zaufanie, którym go kiedyś darzyłam. Z jednej strony chciałabym spróbować, a z drugiej coś mnie od tego powstrzymywało, jakby wiedziało, że znowu będę cierpieć. No i jeszcze Luke. On jest niesamowity, totalne przeciwieństwo mnie.Serce i rozum mówią jednogłośnie, aby dać mu szansę. Zna moją historię to, jaka byłam głupia, jaka ciągle mogę być niestabilna, a mimo to nie odtrąca mnie. I po mimo tak krótkiego okresu znajomości to ufam. Bardziej niż sobie samej. Chciałabym zacząć od zera. Niestety obecność Brooksa wcale mi w tym nie pomaga.
- Chrissy? - Głos chłopaka przerwał moje rozmyślania.
- Hmm? - Spojrzałam na niego.
- Nad czym tak myślisz?
- Nad niczym ważnym - odpowiedziałam szybko. Spojrzałam na ręce bruneta. Wzdrygnęłam się. Te blizny były przeze mnie. Jai musiał dostrzec gdzie się tak intensywnie wpatruję, bo odwrócił ręce.
- Jai, ja wiem, że ciągle ci na mnie zależy i chciałbyś wrócić do tego, co było, ale na razie nie mogę ci zaoferować nic oprócz przyjaźni - podniosłam się z miejsca. Zrobił to samo. Podszedł do mnie i przyciągnął do siebie.
- Zdaję sobie sprawę księżniczko, ze nie potrafisz mi znów zaufać. Tylko pamiętaj, ja będę czekać i walczyć o ciebie - szepnął, po czym przycisnął swoje usta do moich. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Całował mnie delikatnie, subtelnie, potem bardziej namiętnie tak jak kiedyś. Robiło mi się gorąco i brakowało powietrza. Przygryzł moją dolną wargę. Jęknęłam w jego usta. Oparł swoje czoło o moje. Oddychaliśmy ciężko. Nie mogę uwierzyć w to, co się przed chwila stało. Źle się z tym czułam, nie mam pojęcia, dlaczego. Przed oczami stanęły mi niebieskie jak niebo tęczówki blondyna. Odepchnęłam chłopaka od siebie.
- Przepraszam Jai ja.... Ja nie mogę.
- Dlaczego?
- Po prostu nie mogę - powiedziałam.
Wybiegłam z domu. Słszałam za sobą niewyraźne krzyki bruneta. Szłam przed siebie. Spojrzałam na telefon. Już prawie dwudziesta. Czas strasznie szybko płynie. Dopiero była piętnasta, a chłopaki umierali na kanapie, a dzisiaj jeszcze mają koncert... Koncert! Jak mogłam zapomnieć? Szybko wpisałam nazwę klubu w nawigację. Półtora kilometra. Zaczęłam iść szybciej, a w głowie miałam sytuację sprzed kilku minut. Jego usta na moich. Boże, to nie może być prawda. Całowałam się moim popieprzonym eks chłopakiem. Chciałam wymazać to z pamięci.
Przyśpieszyłam. Przepychałma się między przechodniami. Zerknęłam na zegarek. Dwie minuty do koncertu i pół kilometra do przejścia. Dotarcie na czas jest niemożliwe. Po jakichś dwudziestu minutach stanęłam po klubem. Podałam ochroniarzowi moje nazwisko. Weszłam do środka. Przepychałam się przez tłumy fanek, aby stanąć jak najbliżej sceny. Gdy znalazłam się przy barierkach ( ku niezadowoleniu fanek) chłopcy kończyli grać kolejną piosenkę. Zauważyłam Dianę i Hayley, które pomogły mi przejść przez barierkę.
Dziewczyny uciszyły się na mój widok. Uśmiechnęłam się do nich. Popatrzyłam na Hemmingsa, który najwyraźniej również mnie zauważył. Patrząc na blondyna zaczęłam słuchać słów piosenki, którą śpiewał.

I dedicate this song to you, (Dedykuję ci tę piosenkę)
The one who never sees the truth, (Tej, która nigdy nie widzi prawdy,)
That I can take away your hurt, heartbreak girl. (Że mogę ukoić twój ból, dziewczyno ze złamanym sercem.)
Hold you tight straight through the day light, (Trzymając cię mocno do końca dnia,)
I'm right here. When you gonna realise (Jestem tutaj. Kiedy zrozumiesz,)
 That I'm your cure, heartbreak girl? (Że jestem twoim lekarstwem, dziewczyno ze złamanym sercem?)
Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami.,,Jestem twoim lekarstwem"
Czy on jest w stanie pomóc mi zacząć od nowa, ukoić mój ból?

***

Po koncercie poszłyśmy z chłopakami na backstage.
- Byliście niesamowici! - Diana rzuciła się Ashtonowi na szyję.
Spojrzałam na Hayley z niemym pytaniem. Ta wzruszyła tylko ramionami na znak, że nic nie wiem. Poszła do Michaela i Caluma pogratulować udanego występu. Poszukałam wzrokiem Luke'a. Pakował instrumenty do futerałów. Ledwo zauważalny uśmiech przemknął przez moja twarz na widok zirytowanego chłopaka. Podeszłam do niego.
- Hej Luke - przywitałam się.
Zerknął na mnie.
- Cześć Chrissy. Jak podobał ci się koncert?
- Byliście świetni. Muszę częściej chodzic na wasze koncerty - zaśmiałam się, ale zaraz spoważniałam. - Wracając do twojego pytania...- Zaczęłam.
- Przepraszam Chrissy, nie powinienem nawet o to pytać. Znamy się krótko, no a poza tym Jai. Zrozumiem, jeśli powiesz,,nie"- przerwał mi.
Uśmiechnęłam się delikatnie, łapiąc jego dłoń. Nie myślałam, ze stać mnie na taki gest. Luke spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Zadarłam głowę do góry, aby spojrzeć mu w oczy. Przez te niebieskie tęczówki pewnie rozkochał już nie jedną dziewczynę.
Wspięłam się na palce, żeby sięgać mu, chociaż do brody. Chłopak niespokojnie przygryzł kolczyk w dolnej wardze.
- Luke, ale ja chętnie sie z tobą umówię- powiedziałam. Blondyn przytulił mnie. Wdychałam jego zapach. Pachniał męskimi perfumami i miętą. Mogłam tak stać i przytulać go całymi dniami. Ramiona Luke'a były jak skrzydła anioła. Czułam się jakbym odnalazła swoją bezpieczną przystań.
- Lukey koniec miziania się, fani czekają! - Krzyknął Mike.
Wyswobodziłam się z uścisku. Chłopak ciągle się do mnie uśmiechał.
- Zadzwonię do ciebie później - szepnął do mojego ucha. Pocałował mnie w policzek i dołączył do reszty zespołu.
- Co jest między tobą, a Hemmingsem? - Zapytała Diana dając mi kuksańca w bok.
- Nic. Zupełnie nic. Ty lepiej powiedz, co jest między tobą, a Irwinem - zmieniłam temat.
Blondynka była cala czerwona.
- Bo my no wiesz, tak jakby yym jesteśmy parą - wyjąkała bawiąc się palcami u rąk.
- CO?! - Razem z Hayley patrzyłyśmy na nią, a nasze oczy musiały być wielkie jak spodki.
Dziewczyna podczas drogi powrotnej opowiadała jak to było z nią i Ashtonem. Nie mogłam uwierzyć, że mi o tym nie powiedziała.
Gdy dotarłyśmy pod nasz dom brunetka zadzwoniła po taksówkę i wróciła do siebie. Weszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku. Rozmyślałam o dzisiejszym dniu. Najpierw propozycja randki od Luke'a, potem całowałam się z Jai'em. Brawo Chrissy. Najpierw jeden, potem drugi. Nagle usłyszałam dźwięk 
przychodzącej wiadomości. Odblokowałam telefon.

Lukey: Otwórz balkon :)

Zmrużyłam oczy. Odłożyłam telefon. Podeszłam do drzwi balkonowych i je otworzyłam. Na balkonie stał Luke.
- Co tu robisz?
- Stoję?- Zaśmiał się.
Wpuściłam go do środka, po czym wróciłam na łóżko. Chłopak położył się obok.
Leżeliśmy w ciszy, którą postanowiłam przerwać.
- O co chodziło w tej piosence? Jakiej prawdy nie widzę?
Westchnął.
- Może kiedyś ci powiem.
- Luke, proszę powiedz - spojrzałam na niego oczami kota ze Shreka.
- Ech, obiecuję, ze powiem ci to na naszej randce, zgoda?
- Zgoda.
Wtuliłam się w tors blondyna i zasnęłam.


____________________________________________________________

Przepraszam, za tak długi brak rozdziału, po prostu brak weny i miałam małe załamanie, ale teraz wszystko w porządku i mogę znowu pisać, przynajmniej tak mi się wydaje. 
Czytajcie, komentujcie i do następnego (tak bardzo oczekiwanego i ukochanego przeze mnie) rozdziału ;* Trzymajcie się, Kocham was <3 br="">

sobota, 28 marca 2015

Rozdział 7

       Wróciłyśmy z Dianą późnym wieczorem. Na szczęście niefortunne spotkanie nie zepsuło nam dnia. Luke cały czas był przy mnie. W towarzystwie chłopaka czułam się wspaniale. Każdy jego gest, każde słowo sprawiało, że serce mocniej mi biło. Jedyne co mnie martwiło to zachowanie Hayley Halley stosunku do nie niego. Gdy próbował zrobić jakiś śmielszy gest, dziewczyna piorunowała chłopaka wzrokiem, ale poza tym prawie całą swoją uwagę skupiała na telefonie, który trzymała w ręce lub na rozmowie z Calumem. Po powrocie do domu, zastałyśmy rodziców kończących pakowanie walizek.
   - Co tu się dzieje? - Zapytała Diana.
Mama chyba dopiero teraz nas zauważyła.
   - Wasi dziadkowie postanowili wtrącić się w nasze małżeństwo i dać jakoś mi i mamie wakacje. Mamy za trzy godziny lot na Gran Canarię - powiedział tata.
    Myślałam, że śnię. Wolna chata? To z mojej strony mogło oznaczać tylko jedno. Spojrzałam na Dianę.Ona już dobrze wiedziała, co chodzi mi po głowie. Mama widząc to powiedziała tylko:
   - Proszę was dziewczyny, tylko nie roznieście domu przez te dwa miesiące.
Dwa miesiące?!
Pożegnałyśmy  rodziców. Odprowadziłyśmy wzrokiem odjeżdżającą taksówkę, po czym usiadłyśmy w salonie i zaczęłyśmy organizować jutrzejszą imprezę. Wysłałyśmy znajomym maile i sms-y, zamówiłam alkohol. Diana pewnie będzie chciała mieć wszystko pod kontrolą, ale za to ja... ja mam zamiar porządnie się zabawić.


    Następnego dnia od samego rana zabrałam się do roboty. Schowałam wszystkie wartościowe rzeczy do szafy i zamknęłam ją na klucz, Nie chcę, żeby coś zginęło. Miałabym potem przerąbane. Pod wieczór zaczęłam się szykować. Ubrałam biały top crop z czarnymi napisami, czarne szory i Vansy tego samego koloru. Plus standardowo makijaż.Około dwudziestej przybyli pierwsi goście, a pół godziny później zabawa zaczęła się dobrze rozkręcać. Przejechałam wzrokiem po pokoju. Z głośników leciała piosenka Davida Guetty, prawie każdy miał w ręce plastikowy kubeczek. Przeszłam do ogrodu. Ludzie tańczyli, pływali w basenie, skakali na trampolinie, pili, palili, niektórzy nawet ćpali. Po drugiej stronie ogrodu zauważyłam chłopaków, Dianę i Hayley. Ruszyłam w ich kierunku, po drodze chwytając kubeczek z whisky.
   - Cześć - przywitałam sie.
Oczy przyjaciół zwróciły się w moja stronę.
   - Ooo cześć Chrissy - powiedział Mike, po czym serdecznie mnie przytulił. Potem to samo zrobili Calum, Hayley, Ashton i Luke. Ten ostatni szepnął mi do ucha:
   - Powinnaś częściej ubierać top cropy.
  Trzepnęłam go lekko w ramię i zaśmiałam się. Porozmawialiśmy chwilę. W końcu Diana stwierdziła, że nie ma zamiaru przegadać całą imprezę, więc poszliśmy tańczyć. Dawno tak dobrze się na bawiłam. Nawet Hayley  przestała być wrogo nastawiona do Luke'a, ale może była to zasługa kilku głębszych kieliszków. Ja natomiast wypiłam tylko jednego drinka i nie czułam potrzeby, aby więcej pić. Byłam chyba jedną z nielicznych trzeźwych osób, bo nawet Diana była już nieźle wstawiona.
   Tańczyłam z Luke'iem, gdy ten wziął mnie w ramiona i po chwili znaleźliśmy się pod wodą w basenie. Wypłynęłam na powierzchnię, zaczerpnęłam powietrza. Wydurnialiśmy się jeszcze jakiś czas. Gdy wyszliśmy z basenu cały czas się śmialiśmy. Nie mam pojęcia jak on to robił. Poszliśmy po ręczniki. Wyjęłam je z szafy na piętrze. Nikogo tu nie było, oprócz naszej dwójki.
   - Przepraszam, nie wiem, dlaczego to zrobiłem - zaśmiał się, wycierając włosy.
   - Nie przepraszaj, było zabawnie - posłałam mu promienny uśmiech. Popatrzyłam na lustro na przeciwko. - Ugh muszę zmyć ten makijaż. Idź do reszty, ja zaraz do was dołączę.
   Poszłam do swojego pokoju, w którym panowały egipskie ciemności, nie licząc tych bladych świateł dochodzących z ogrodu. Zaświeciłam lampkę na biurku i krzyknęłam.
   - Co ty do cholery robisz w moim pokoju?!
Na moim łóżku z założonymi na piersi rękami siedział Jai, który na mój widok podniósł się z miejsca.
   - Spokojnie. Chcę tylko porozmawiać. Nie musisz krzyczeć.
   - Ani mi się śni. Wynoś się stąd w tej chwili! - Mówiłam przez zaciśnięte zęby.
Podszedł do mnie i położył ręce na moich ramionach. W oczach chłopaka widać było błaganie.
   - Proszę cie Chriss, daj mi szansę, choć raz z tobą porozmawiać.
    Westchnęłam opierając głowę o klatkę piersiową bruneta. Oddychałam szybko. Znów czułam znajomy zapach perfum. Myliłam się. Wcale nie jestem taka ślina jak mi się wydawało. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Otarłam ją wierzchem dłoni. Odsunęłam się od Jai'a i usiadłam obok łóżka.
   - Dobrze, mów, o co chodzi.
Usiadł obok mnie.
   - Chrissy, ja... Po tym, co wtedy zrobiłem... Nie wiem, co mną kierowało. Gdy wróciłaś do domu, wiele razy próbowałem się zabić. Nie potrafiłem sobie wybaczyć, że prawie przeze mnie zginęłaś. Próbowałem wszystkiego. Chciałem się zaćpać, powiesić, zastrzelić, rzucić pod samochód, skoczyć z mostu, ale za każdym razem ktoś się zjawiał i mnie powstrzymywał. Zacząłem się ciąć - wyciągnął przed siebie ręce, a ja przez chwilę przestałam oddychać. Siatka długich linii ciągnęła się od nadgarstka po łokieć. Z oczu zaczęły płynąć łzy. Dotknęłam jednej z linii i przejechałam po niej palcem. - I co wieczór płakałem, bo ciebie już nie było obok. Dla ciebie już nie istniałem. A teraz jesteś na wyciągnięcie ręki i nie mogę cię znów mieć. Cholernie za tobą tęsknie Chrissy i kocham cię. Zawsze będę, mimo że czasem chcę o tym zapomnieć.
   Przybliżył swoje usta do moich i delikatnie je musnął, po czym wstał i wyszedł. Zostałam sama. Dotknęłam warg opuszkami palców. Moja nienawiść, złość w jednej, krótkiej chwili ulotniła się. Wystarczył jeden głupi gest z jego strony, aby zburzyć to co budowałam przez tyle czasu. Wydawało mi się, że zaraz się rozsypie.
   - Chrissy !
Luke usiadł przy mnie.
   - Długo cię nie było. Zacząłem się martwić- powiedział z troską.
Oparłam głowę o jego ramię. Przytulił mnie, a ja znowu płakałam. On zawsze był przy mnie. Przez całe życie myślałam, że to, iż Los Angeles nazywają miastem aniołów to czysty przypadek, teraz wiedziałam jednak, że anioły istnieją naprawdę.
   - Wiesz, co Luke? Chyba jesteś moim aniołem stróżem. Pojawiasz się wtedy, gdy cię potrzebuję - uniosłam głowę. Pocałował mnie w czoło i otarł łzy.
   - Co się stało mała?
   - Nic ważnego, naprawdę Luke. Wracajmy na imprezę.
Wyszliśmy z pokoju. Schodząc po schodach, blondyn przyglądał mi się uważnie. Wśród pijanych imprezowiczów znalazłam wzrokiem całkowicie pijaną Hayley całującą się z... równie pijanym Calumem! Stwierdziłam, iż nie warto im przeszkadzać, wiec wypatrywałam w tłumie reszty przyjaciół. Koło baru stała Diana z Ashem i Mike'iem. Poszliśmy w ich kierunku. Oni też byli pijani. Chyba tylko ja i Luke byliśmy teraz trzeźwi. Wzięłam z lady butelkę Jacka Danielsa, przyłożyłam do ust i zaczęłam pić. Po wypiciu całej butelki humor od razu mi się poprawił. Z następna butelką w ręku zaciągnęłam siostrę na parkiet. Czułam jak alkohol pulsuje w moich żyłach. Dołączyli do nas chłopaki. Ashton nie odstępował Diany na krok. Może to przez alkohol, ale blondyn wyglądał jakby był w niej zakochany. Upiłam łyk z butelki. Cóż, muszę ci powiedzieć kochana, że jutro będziesz mieć kaca jak stąd do Nowego Jorku. No gratuluję White. Wypić sama dwie dwu litrowe butelki pod rząd, noo genialny pomysł. Ledwo trzymałam się na nogach. Wszystko zaczynało wirować. Czułam jak zamykają mi się oczy. Czyjeś silne ramiona otuliły mnie. Usłyszałam jeszcze jakieś głosy, po czym odpłynęłam.


    Moja głowa! Shhh... Więcej nie piję, tak wiem, powtarzam to po każdej imprezie. Podniosłam się na łokciach. Byłam u siebie w pokoju. Przez okno do sypialni wpadło światło słoneczne. Sięgnęłam po telefon. Zmrużyłam oczy. Piętnasta. Nieźle pospałam. Zwlekłam się powoli z łóżka. Poszłam do łazienki. Zmyłam makijaż, wzięłam gorącą kąpiel i ubrałam biały podkoszulek, szare dresy, a włosy upięłam w luźnego koczka. Zeszłam do kuchni. Nigdzie nie znalazłam śmieci po wczorajszej imprezie. Dziwne. Wyjęłam z apteczki aspirynę. Łyknęłam ją i popiłam wodą. Ruszyłam do salonu. Nagle stanęłam jak wryta. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, a potem tarzać się po podłodze ze śmiechu. Michael i Calum spali na stole wtuleni w siebie jak para zakochanych. Ashton za to spał na oparciu kanapy. Nie wytrzymałam. Zaczęłam się głośno śmiać. Chłopaki poderwali się z miejsc. Cal i Mike popatrzyli na siebie.Wrzask był tak głośnym, że głowa zaczęła mnie boleć mnie jeszcze bardziej, ale za to ich miny były przekomiczne.
   - Co ty tu do kurwy nędzy robisz patałachu? I gdzie jest Hayley? - Calum krzyknął do czerwonowłosego.
   - A skąd ja mam to wiedzieć? Ja się pytam, dlaczego spałem z tobą na stole?! - Przeraził się Michael.
Stałam w progu salonu, ciągle niezauważona. Ash nakrywał na głowę poduszkę, byle tylko jakoś uchronić się od hałasu.
   - Oni tak zawsze. Zachowują się jak dzieci, a podobno to ja jestem najmłodszy w zespole - westchnął Luke. Nawet nie zauważyłam, kiedy pojawił się obok. Zadarłam głowę do góry, aby mu się przyjrzeć. Blond włosy miał zmierzwione, policzki zaczerwienione, pod oczami widniały fioletowe sińce. Wyglądał na wycieńczonego. Mój wzrok zjechał na usta chłopaka. Przygryzał czarny kolczyk w dolnej wardze. Chyba ogarnął, że na niego patrzę. Uśmiechnął się do mnie. Wstrzymałam na chwilę oddech. Przez moment miałam wrażenie, iż przede mną stoi Jai. Wspomnienia wczorajszej rozmowy ( i nie tylko ) sprawiły, że miałam ochotę zakopać się w łóżku po kołdrą i płakać.
   - Coś się stało? - Spytał Luke.
Popatrzyłam mu w oczy. Były piękne.
   - Nie, wszystko w porządku. Nie martw się. Za to ty wyglądasz na zmęczonego.
   - Ktoś musiał posprzątać po imprezie - zaśmiał się.
   - Jejku, ymmm dziękuję Luke - wspięłam się na palce i pocałowałam chłopaka w policzek.
  Sama nie wiem, czemu to zrobiłam. Poszłam do kuchni. Nasypałam do miseczki płatki i zalałam mlekiem. Usiadłam przy stole. Jadłam patrząc na krzesło stojące na, przeciwko, które po chwili się poruszyło. Podniosłam wzrok na twarz blondyna.
   - Chrissy, wiesz poznałem ostatnio dziewczynę, które jest naprawdę idealna.
Przełknęłam powoli płatki.
   - Skoro jest idealna to umów się z nią - powiedziałam i skierowałam łyżkę z jedzeniem do ust.
   - W takim razie, Chrissy, umówisz się ze mną?
Łyżka, którą trzymałam upadła do miski, a ja patrzyłam na chłopaka z zaskoczeniem.

__________________________________________________________________________
Wracam z rozdziałem 7 ! :D Jak wam się podoba? Przepraszam, że tak długo nie wstawiałam rozdziału ,ale po 1 nie miałam weny, a po 2 przez pewną osobę nie mogę się skupić na niczym, więc wiecie ;) Polecam wam bloga mojej przyjaciółki Saviour  dopiero zaczyna, ale uwielbiam czytać, co pisze <3 p="">
Obserwujcie, komentujcie i polecajcie bloga znajomym ;) 
Komentarze = Nowe rozdziały
 Buziaki ;* 
 Łapcie jeszcze selfie Luke'a i Chrissy ;)