poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 5



        
        W środku nocy obudził mnie sygnał telefonów. Przetarłam zaspane oczy i spojrzałam na wyświetlacz. Numer zastrzeżony. Zmrużyłam oczy, ale postanowiłam odebrać.
    - Słucham?
    - Chrissy przyjedź po mnie, proszę.
Znałam ten głos tak dobrze. Był kompletnie pijany.
    - Po jaką cholerę do mnie dzwonisz?! Zadzwoń sobie po taksówkę- naskoczyłam na chłopaka.
    - Księżniczko, jeżeli nie chcesz, żeby twojemu kochasiowi coś się stało to lepiej tu przyjedź.
Zesztywniałam. Po co wtrąca w nasze sprawy Luke’a? Przecież nie miał z nimi nic wspólnego, ale to jest Jai, jego toku myślenia nikt nie zrozumie. Westchnęłam. Nie chciałam, aby blondynowi stała się jakakolwiek krzywda z mojego powodu.
    - Okay. Gdzie mam przyjechać?
    - W Arcade’s za pół godziny.
Zakończyłam połączenie. Wzięłam z garderoby czarne leginsy, za dużą bluzę z kapturem i trampki. Zeszłam do korytarza, zgarniając po drodze pierwsze lepsze kluczyki do samochodów. Zerknęłam na klucze. Samochód Diany. Nie miałam czasu, aby znaleźć moje. Wsiadłam do auta. Jechałam w ciszy, starając przypomnieć sobie drogę do klubu. Pamiętam ten lokal. Zawsze świetnie zaopatrzony bar, kilka stołów do bilardu, dobra muzyka. Jestem ciekawa tylko jednego. Czego on chce? Czy nie mógł pojechać na wakacje gdzieś indziej? Nie wiem, na przykład do Chin?
       Zajechałam pod tylne wejście klubu, niecałe piętnaście minut po rozmowie z chłopakiem. Wysiadałam z samochodu. Pod drzwiami dostrzegłam ciemną sylwetkę.
    - O co chodzi Jai?
Nie odpowiedział. Uniósł brwi do góry, a następnie zgasił papierosa.
    - Dobry wieczór Chrissy, ciebie też miło widzieć. O nic. Widać, zależy ci na chłopaku- posłał mi smutny uśmiech.- Możemy jechać?
    - Przepraszam, co?
    - Zadzwoniłem do ciebie z prośbą byś po mnie przyjechała.
    - Wiesz, coś ci powiem. Ja wracam do domu. Nie mam najmniejszego zamiaru cię… odwozić. Pieprz się, Jai.
    - Z tobą zawsze, mała.
Posłałam mu kpiący uśmiech. Idiota, debil, kretyn, dupek.
    - Niech zgadnę… Rodzice chcieli cię nazwać skurwiel, ale ksiądz nie pozwolił, prawda?
Zaśmiał się i pokręcił głową. Ruszył w moim kierunku. No to nie żyję. Chciałam wsiąść do samochodu i po prostu odjechać, lecz nie potrafiłam się ruszyć. Stałam, patrząc na chłopaka, który był coraz bliżej. Mogłam się nie odzywać. Głupia kretynka. Co ja sobie myślałam? Jak nic oberwę. Zmówiłam pod nosem cichą modlitwę. Był krok przed mną, gdy tylne drzwi klubu otworzyły się z hukiem. Usłyszałam głośno śmiejących się chłopaków. Rozpoznałam ich. Odetchnęłam z ulgą. Musieli nas zauważyć, bo ucichli i ruszyli w naszą stronę. Luke widząc Jai, wstrzymał chwilowo powietrze. Stanął obok mnie. Zmierzył Jai’a wściekłym wzrokiem.
    - Spadaj stąd.
Ten tylko głośno się zaśmiał. To było dla mnie zupełnie normalne. Nikt nigdy nie rozkazywał Jai’owi. Spojrzałam na czarnowłosego spod rzęs i mimowolnie uśmiechnęłam się lekko. Puścił mi oczko, po czym odszedł. Otrząsnęłam się. Co ja głupia wyprawiam? Przecież go nienawidzę. Moje odruchy zaczynają wymykać się spod kontroli. To nie dobrze. Bardzo nie dobrze.
       Calum, Michael oraz Ashton spojrzeli na mnie pytająco. Oprócz Luke’a, który ciągle był spięty. Pokręciłam głową.
    - Luke już spokojnie. Nie ma go- szepnęłam. - Odwieźć was do domu?- Zmieniłam temat. Chłopcy jak na komendę wsiedli do samochodu. Siadłam za kierownicą. Przekręciłam klucz w stacyjce i ruszyliśmy. Włączyłam radio, w którym leciała właśnie jedna z moich ulubionych piosenek zespołu Green Day-,,American Idiot”. Śpiewałam cicho pod nosem. Chłopaki patrzyli na mnie ze zdziwieniem. No tak. Jako, że miałam swój własny styl, nie ubierałam nigdy sukienek i tego typu rzeczy, nie słuchałam tego, co wszystkie dziewczyny, wyróżniałam się z tłumu. Ok, rozumiem, że dla chłopaków to może jakaś nowość, ale to dekoncentrujące, gdy cały czas się na mnie patrzą.
    - Możecie przestać się tak gapić?
Ash zamrugał i odpowiedział:
    - Taaa, jasne. Po prostu…- przerwałam mu.
    - Nie jestem taka jak wszystkie- wymamrotałam pod nosem.
Luke cicho się zaśmiał. Reszta drogi minęła szybko. Za oknami samochodu migały światła klubów, do których zmierzali roześmiani ludzie. Chciałabym być równie beztroska i radosna. Niestety, mimo że, gdy wychodziłam gdzieś ze znajomymi czy kimkolwiek innym, miałam na twarzy uśmiech to w środku rozrywało mnie na strzępy. Co dzień nakładałam na twarz tą samą sztuczną maskę, która potrafi zmylić każdego. Rodziców, babcię, Dianę, znajomych.  Z jednym wyjątkiem- szeptała podświadomość. Życie nauczyło mnie uśmiechać się w momencie, gdy w środku wszystko płacze. Gdy wszystko się wali.
       Zaparkowałam samochód pod swoim domem. Wysiedliśmy.
    - Chrissy, chcesz wpaść teraz do nas? Mam ochotę pograć na konsoli, potrzebuję towarzysza. No i grałem z twoją siostrą, która szczerze mówiąc jest beznadziejna. Powiedz, że potrafisz grać. Będę miał przynajmniej przyjemność z wygranej- powiedział Calum zacierając ręce.
Parsknęłam głośnym śmiechem.
    - Przepraszam Cal, ale jeśli chcesz ze mną wygrać to długa droga przed tobą.
Chłopak patrzył na mnie zdziwiony, a reszta się roześmiała. Poszliśmy do ich mieszkania. Mulat od razu włączył grę. Widząc, w co będziemy grać, przebiegły uśmiech zagościł na mojej twarzy. Wyścigi miałam w małym palcu. Przed oczami miałam Jai’a. To on mnie uczył grać. Pamiętam jego dumny uśmiechy, gdy po raz pierwszy udało go pokonałam. Potrząsnęłam głowa. Nie mogę o nim myśleć. Muszę przestać. Skupiłam cała swoją uwagę na grze. Ciemnowłosy okazał się dobrym przeciwnikiem. Szliśmy łeb w łeb, lecz na sam koniec przyśpieszyłam.
    - Jak?! To niemożliwe! Żądam rewanżu- powiedział zirytowany.
Zagraliśmy jeszcze kilka razy. Za każdym razem wygrywałam. Mike, Ash i Luke, co chwilę dopingowali i obstawiali. W końcu odczułam zmęczenie. Za oknem zaczynało świtać. Delikatne promienie słońca przedzierały się przez szyby, oświetlając cały pokój. Nie zważając na nic, zasnęłam.


                  * * *



   - Wstawaj Chrissy. Już po południu.
Przeciągnęłam się na łóżku, po czym otworzyłam oczy. Zobaczyłam Luke’a z kubkiem kawy w dłoni. Zerknęłam na zegar koło telewizora. Wskazywał trzynastą czterdzieści. Poderwałam się na równe nogi.
    - Muszę iść do domu. Dziewczyny pewnie się niepokoją.
    - Spokojnie. Diana była tu rano. Powiedziałem, o wczorajszej sytuacji i, że teraz śpisz. Kazała ci przekazać też, że nie będzie jej przez jakiś czas, bo musiała odwieźć Lexie na lotnisko, a potem wstąpić po jakieś zakupy, a rodzice są dziś do późna w pracy.
       Pokiwałam głowa. Myślałam, że jeszcze spotkam dziś Lexie. Mam do niej sporo pytań, na które mam nadzieję zna odpowiedź. Większość dotyczy Jai’a oraz jego dokładnej przyczyny pobytu w Los Angeles.
    - Chrissy, chcesz kawę?- Spytał Ashton.
    - Tak, poproszę.
Wręczył mi kolorowy kubek z parującą, aromatyczną kawą. Upiłam łyk. Kelner spytał czy mam ochotę zostać na ich próbie. Zgodziłam się z radością. To jak darmowy koncert. Kto by nie skorzystał z takiej okazji?
       Przeszliśmy do następnego pokoju, gdzie byli już Michael i Calum. Stroili gitary. Usiadłam na drewnianej skrzyni pod ścianą. Ustawili się i zaczęli próbę. Grali fenomenalnie. Mogłam tak siedzieć i słuchać ich godzinami. Zamknęłam oczy, skupiając się tylko i wyłącznie na muzyce. Wróżę im wielką przyszłość. Z taka muzyką mogą bardzo daleko zajść.
       Grali spory kawał czasu, a ja ledwo powstrzymywałam się, aby nie nucić pod nosem. Gdy wreszcie zrobili przerwę, postanowiłam się pożegnać, choć chciałam jeszcze zostać.
    - Na mnie już pora. Nie byłam w domu od wczoraj.
    - Wpadaj, kiedy chcesz- powiedział Mike.
Pożegnaliśmy się. Wyszłam z domu nowych przyjaciół. Przeszłam przez ulicę. Rozejrzałam się. Zerknęłam w stronę ogrodu, a potem na Dom. Coś mi tu nie grało. Balkon. Drzwi balkonowe są otwarte. Nikt nigdy nie zostawiał w moim pokoju otwartego balkonu. W środku spostrzegłam jakiś ruch. Ktoś jest w moim pokoju. Pobiegłam szybko do mieszkania. Na schodach przeskakiwałam po dwa stopnie na raz. Wparowałam do pokoju. Nikogo nie było. Zamknęłam balkon i oparłam się o biurko. Coś ukuło mnie w rękę. Spojrzałam na ciemny blat. Leżała na nim piękna, czerwona róża i mały, kremowy kartonik. Wzięłam karteczkę do rąk.


,,Przepraszam za wczoraj”
                                                                              -J

                        __________________________________________________________________________
Rozdział 5 za nami :) Ach ten Jai <3 Jak myślicie czy miedzy Chrissy i Luke'iem coś w końcu zaiskrzy? A może nie?
Mam do was ogromną prośbę, czy każdy kto przeczyta mógłby skomentować choćby jednym słowem? Chciałabym wiedzieć ile osób to czyta. Dla was to tylko chwila, a dla mnie ogromna motywacja :)

piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 4





       Zdarzyło się to trzy lata temu w Miami. Poleciałam tam na wakacje. Była to w pewnym stopniu oznaka buntu. Wtedy nie marzyło w się spędzenie lata z rodzicami i Dianą. Mama nie chcą bym mieszkała gdzieś sama w hotelu, załatwiła ze swoją przyjaciółką, Margaret, że zamieszkam na czas wakacji u niej. Kobieta miała córkę Kathrine. To ona wprowadziła mnie w tamten świat. Świat alkoholu, narkotyków, wiecznych imprez. Dobrze się z nią dogadywałam. Stała się mi naprawdę bliską osobą.
       Już drugiego dnia mojego pobytu w mieście, poszłyśmy na ognisko, abym mogła poznać jej znajomych. Właśnie wtedy poznałam Jai'a. Na początku miałam go za zwykłego snoba. Jego postawa i podejście do wszystkiego mówiło:,, Ja tu rządzę. Jestem najlepszy. Nie dorastasz mi do pięt.” Wszystkie dziewczyny się do niego kleiły. Jak bardzo się myliłam, jednak minęło trochę czasu zanim się o tym przekonałam. Codziennie spotykałyśmy się z przyjaciółmi Kathrine. Za każdym razem czułam na sobie jego wzrok. Ciekawiło mnie to, bo w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy. Pewnego dnia postanowiłam zagadać. No, bo czemu by nie? Spytałam, czemu się tak na mnie patrzy. On tylko odpowiedział:,, Jesteś inna”. Nie zrozumiałam. Dopiero z czasem pojęłam, o co chodzi, gdy zaczęliśmy spotykać się sam na sam. Podczas naszych spotkań zachowywał się inaczej. Był…sobą. Z każdym dniem zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej, aż pewnego dnia pękł między nami mur przyjaźni. Powiedział mi, że nie wie jak to się stało i kiedy, ale zakochał się we mnie. Ja też. Byliśmy razem szczęśliwi. Kochałam go do granic swoich możliwości. Nawet nie wiedziałam, że tak potrafię. Nie wyobrażałam sobie bez niego życia. Był dla mnie jak powietrze. Wszystkie chwile z nim spędzone pamiętam do dziś. Każdy spacer, wygłupy. Niby pięknie, po prostu para jak ze snów. Taki chłopak to marzenie. Jednak miałam wątpliwości. Zdarzały się chwile, w których wątpiłam, że to ma jakąś przyszłość. A potem jeszcze jakieś tajemnicze telefony, smsy. Nie chciał mi powiedzieć, o co chodzi. Gdy wyjechałam robiłam sobie wyrzuty, że nie skończyłam tego wcześniej. Może mniej by bolało.
       Dzień przed moim wyjazdem przyszłam do niego, bo mieliśmy ten dzień spędzić tylko we dwoje. Jai chciał, aby mój ostatni dzień w Miami był niezapomniany. Niestety los chciał inaczej. Pod jego domem byłam wcześniej niż zaplanowaliśmy. Chciałam jeszcze chwilę porozmawiać z Lexie, siostrą chłopaka, która nie zaliczała się do grona przyjaciół Kathrine, czego nie rozumiałam. Dziewczyna była niesamowita. Zupełnie inna niż te laski, którymi kiedyś otaczał się jej brat. A więc, miałam wchodzić do mieszkania, gdy usłyszałam krzyczącą na Jai'a w ogrodzie Kath. Nagle pocałowała chłopaka, a mi pękło serce.
Uważałam ją za przyjaciółkę. Ufałam jej. A on? On jej nawet nie odepchnął. Słysząc mój szloch spojrzeli na mnie. W oczach czarnowłosego widziałam przerażenie. Pokręciłam głową i zalana łzami wybiegłam na ulicę. Mijający ludzie patrzyli na mnie dziwnie. Jakby nigdy nie widzieli jak ktoś płacze. Nieświadomie dobiegłam do,,naszego” miejsca. Był to mur na opustoszałym parkingu, cały zamalowany graffiti. W tym naszymi. Pod murem, z zewnętrznej strony był zwykły deptak oraz kilka krzewów z różami. Ta betonowa ściana miała chyba z kilka ładnych metrów wysokości, natomiast od wewnętrznej strony była niziutka. Z łatwością mogliśmy na nią siadać.
       Siadłam pod nim. W głowie przelatywały mi wszystkie wspomnienia, chwile z nim spędzone. O czym ja marzyłam? Sama nie wiem. Łzy spływały po policzkach. Po kilkudziesięciu minutach szuranie butów po betonie uświadomiło mi, że nie jestem już sama. Otworzyłam oczy. Przede mną stał Jai. Oczy miał podpuchnięte. Płakał? Podniosłam się z miejsca. Próbował wytłumaczyć, ale nie słuchałam. To, co mówił wydawało się tylko głupimi tłumaczeniami. W pewnej chwili emocje wzięły górę. Uderzyłam go. Chłopak nie panując nad tym, co robi, uderzył mnie też, lecz dwa razy mocniej, a potem odepchnął. Zachwiałam się i nie potrafiłam złapać równowagi. Otarłam plecami o mur, a później spadałam. Leciałam w dół. Z tego, co pamiętam to, że leżałam na chodniku. Dotknęłam głowy i poczułam ciepłą, lepką ciecz. Krew. Chłopak zadzwonił anonimowo na pogotowie. Obudziłam się w szpitalu. Siedziała przy mnie Hayley, Louis i Diana. Rodzice podpisywali jakieś papiery. Z opowieści siostry wiem, że lekarze walczyli o moje życie. Straciłam za dużo krwi, miałam złamaną nogę i kilka żeber. Całe moje ciało było posiniaczone, pełne ran. Pobyt w szpitalu pamiętam jak przez mgłę.



* * *
 

    - Po powrocie do domu miałam mnóstwo wizyt u psychologa. Gdy było ze mną lepiej fizycznie, wyjechałam do babci do Londynu. Tam jakoś udało mi się dojść do siebie. A teraz on tu jest. Nie chcę znowu cierpieć Luke- mówiłam przez łzy. – Może ja po prostu nie zasługuje na szczęście.
Chłopak przytulił mnie. Płakałam na jego ramieniu.
    - Nie mów tak Chrissy. Każdy zasługuje na szczęście. Tylko ono przychodzi wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy- szepnął do mojego ucha.
       Nie jestem pewna jak długo płakałam. Łzy same wypływały spod powiek. Przez cały czas Luke tulił mnie do siebie. Czułam się bezpiecznie. Gdy trochę się uspokoiłam, odsunęłam się od blondyna. Otarłam oczy wierzchem dłoni.
    - Idziemy coś zjeść? – Spytał.
Pokiwałam głową. Podnieśliśmy się z piasku. Coraz więcej osób schodziło się na plażę. Wszyscy ludzi wyglądali beztrosko, szczęśliwie.
       Poszliśmy do pizzeri. Zamówiliśmy dwie pizze. Luke nie zadawał żadnych pytań odnośnie mojej historii, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Co chwilę opowiadał jakąś śmieszną sytuację z życia zespołu. Właśnie mówił jak to Calum wszedł do damskiej toalety, bo szukał Michaela, gdy usłyszałam sygnał przychodzącego połączenia.
    - Halo?
    - Chrissy, gdzie ty się podziewasz?- Głos Diany rozbrzmiał w słuchawce.
    - Jestem z Luke’iem, coś się stało?
    - Ech, wszędzie cię szukałam. No, więc Lexie przyszła. Pogadałyśmy trochę i postanowiłyśmy zorganizować dziś małe piżama party. Co ty na to?
    - Świetny pomysł. To do potem.
Rozłączyłam się. Piżama party? Czemu nie. Może być ciekawie. Dokończyliśmy jeść. Chłopak odprowadził mnie do domu. W jego towarzystwie czułam się wspaniale. Resztę dnia spędziłam przy basenie, na leżaku, przeglądając Twittera i słuchając muzyki.
       Pierwsze, co zrobiła, Lexie po swoim przybyciu to zajęła się moimi paznokciami. Uważała, że są w fatalnym stanie. W sumie to trochę ostatnio je zaniedbałam. Blondynka wypiłowała je, a następnie pomalowała granatowym lakierem.
    - Skończyłam!- Powiedziała Lexie podziwiając swoje dzieło. Siedziałyśmy u mnie w pokoju zajadając się słodyczami i popcornem. W pewnej chwili Diana zaproponowała grę w butelkę. Przytaknęłyśmy ochoczo na jej propozycję. Kolejka krążyła między naszą trójką. Podczas ostatniej tury butelka zatrzymała się na mnie.
    - Prawda czy wyzwanie?- Zapytała Lexie.
Miałam już dość wyzwań. Wybrałam drugą opcję.
    - Okay. Hmm jaki jest twój ideał chłopaka?
Zamyśliłam się. To naprawdę dobre pytanie. Zastanawiałam się dłuższą chwilę i nagle ni z tego ni owego powiedziałam:
    - Mój ideał to chłopak, który byłyby równocześnie niegrzeczny i słodki, nazywałby mnie księżniczką, ale też w tym samym czasie pchał na ścianę i całował.
Obie zagwizdały cicho.
    - Wysokie masz wymagania siostrzyczko- skwitowała Diana.
    - Wiem. Obejrzymy teraz jakiś film? Horror?- Zaproponowałam.
Wybrałyśmy,,Krzyk”,,,Obecność” oraz,,Lustra”. Wszystko byłoby super, gdyby nie okropne wrzaski Hateway. Za każdym razem, gdy na ekranie pojawiały laptopa pojawiały się te ,,straszne” sceny, dziewczyna krzyczała tak głośno, że z pewnością słyszeli ją wszyscy sąsiedzi. Jak można bać się horrorów? Przecież to tylko filmy. Czasem wydaje mi się, że jesteśmy z Hayley jedynymi dziewczynami, które nie boją się tego rodzaju filmów.
       Hayley to moja przyjaciółka z tamtych czasów. Właściwe to z Lexie są moimi jedynymi prawdziwymi przyjaciółkami z tamtego okresu. Bardzo dawno się nie kontaktowałyśmy. Brakuje mi jej. Odkąd zaczęłam wchodzić w świat narkotyków, alkoholu, Jai'a, dziewczyna próbowała mnie od tego odciągnąć. Sama nigdy nie piła, nie brała. Była w tej grupie tylko ze względu na Louis’a, swojego chłopaka, no a później również z mojego powodu. Kochałam ją jak siostrę. Od dnia wypadku, zerwała wszelki kontakt ze starymi,,znajomymi”.
    - Lexie?
Blondynka ciasno trzymała ręce przy twarzy zasłaniając oczy, a przy okazji uszy.
    - Lexie!
Podskoczyła i krzyknęła przestraszona, wysypując popcorn na dywan.
    - Oj, przepraszam. Coś się stało?
    - Wiesz może, co z Hayley?
Przyjaciółka zdawała się być zaskoczona pytaniem. Diana poruszyła się na swoim miejscu, zdenerwowana, że zakłócamy jej seans.
    - Cóż… Podobno niedługo przyjedzie do LA. Spotkałam ją jakieś dwa miesiące temu w Miami. Odwiedzała rodziców. Powiedziałam, że również będę tu, ale na wakacjach. Wtedy zaczęła pytać o ciebie. Nie miałam pojęcia, co jej odpowiedzieć. W każdym bądź razie, gdyby zawitała tu pod moją nieobecność to mam nadzieję, ze cię znajdzie.
Uśmiechnęłam się. Znowu ją zobaczę. Będę mogła jej się wyżalić.
    - Mogłybyście przestać już gadać? Chcę obejrzeć ten film- burknęła Diana.
    - Przecież ty nie lubisz horrorów. Dla ciebie to zbyt brutalne- parsknęłam.
Lubiłam nabijać się z siostry. Nienawidziła krwi. A ja to zręcznie wykorzystywałam i wybierałam te filmy, w których tej krwi może być najwięcej. Jej przerażenie było wręcz zabawne.
       Wreszcie czułam się na miejscu. Wśród przyjaciółek. Mój śmiech był szczery. Tak samo jak uśmiech. Już dawno nie spędzałam wieczoru w taki sposób. 




____________________________________________

Rozdział 4 już za nami :) dziękuję za wszystkie miłe komentarze i prawie 800 wyświetleń <3  Co myślicie o przeszłości Chrissy? Czy Jai może się jakoś usprawiedliwić? Co myślicie o Luke'u?
Przepraszam za to małe zamieszanie ze zmianą imion, ale tak czytałam i stwierdziłam, że jednak zostanę przy jego prawdziwym imieniu :) Na początku, gdy zaczynałam pisać Alex, czyli teraz już Jai, był postacią neutralną, nie wiedziałam jeszcze dokładnie kto może nim być. 


A teraz trochę spraw organizacyjnych :) Rozdziały mogą pojawiać się różnie ze względu na szkołę. :( eww też tego nienawidzę. W ferie pewnie częściej, ale na razie różnie z tym będzie. 
Czytajcie, komentujcie, polecajcie znajomym :) no to teraz może podwyższymy poprzeczkę 10 KOM- Next :*
Dziękuję, że jesteście <3