wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział 8 / Przepraszam

   Patrzyłam na blondyna z nie małym zaskoczeniem. Powiedział, że poznał idealną dziewczynę, a ja, no cóż do ideałów nie należałam zdecydowanie. Mimo to, zrobiło mi się ciepło na sercu, że tak o mnie myślał. Chłopak czekał z niecierpliwością na moją odpowiedź, zagryzając kolczyk w dolnej wardze. Zaskoczył mnie tym pytaniem i tak naprawdę nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć. Znaliśmy się krótko, a poza tym bałam się, ze coś spieprzę. Zastanawiałam się dłuższą chwilę. Chciałam odpowiedzieć Hemmingsowi, gdy do kuchni weszła Diana ledwo trzymając się na nogach.
- Dajcie mi jakieś proszki, bo głowa mi zaraz pęknie- jęknęła.
Wskazałam na blat ledwo powstrzymując śmiech. Wyglądała jak chodzące zombi. Wzięła tabletki i popiła je wodą.
- Przeszkodziłam wam w czymś? - Spytała.
Oboje pokręciliśmy głowami. Dziewczyna mierzyła nas wzrokiem. Zeskoczyłam ze stołka, aby zrobić sobie kawę. Po chwili aromat świeżo zaparzonej kawy rozniósł się po domu. Zabrałam kubek i wróciłam do swojego pokoju, po drodze uśmiechając się nieśmiało do Luke'a. Będąc u siebie porwałam z biurka telefon. 4 Nieodebrane połączenia od Lexie oraz 1 wiadomość.

Lexie: Nie wrócę szybko do LA. Z mamą jest gorzej. Mogłabyś powiadomić Jai'a? Nie mogę się z nim skontaktować. Wyślę ci jego adres. Wiem, że nie chcesz go widzieć, ale zrób to dla mnie. Proszę.

Westchnęłam. Nie chcę tam iść, no, ale muszę. Lexie bardzo martwi się o mamę i w takim stanie, jakim zapewne jest nie mogę jej odmówić. Wystukałam szybką odpowiedź. Rzuciłam telefon na łóżko i przebrałam się w krótkie spodenki oraz biały tank top. Zabrałam telefon oraz pieniądze na taksówkę, po czym wsunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne, a na stopy trampki. Zadzwoniłam po taksówkę, schodząc do przyjaciół, którzy przebywali w salonie. Wszyscy oprócz Luke'a umierali na kanapie. Hemmings najwidoczniej zlitował się nad nimi i zrobił im śniadanie.
- Chłopaki ja nie wiem jak wy dzisiaj zagracie. Wyglądacie jakby, ktoś was zamordował, przejechał czołgiem, a potem grał wami w kręgle, ale jeżeli nie wytrzeźwiejecie do wieczora to ja was zabije- warknął blondyn stawiając na stole dzbanek z czarną kawą.
- Spokojnie morderczy pingwinie, bo ci zaraz żyłka pęknie. Nie po takich imprezach graliśmy koncerty- wymamrotał Ashton jedząc kanapkę.
Postanowiłam wycofać się zanim mnie zauważą.
- Chrissy?
Zacisnęłam zęby i napięłam mięśnie. Odwróciłam się.
- Co jest Luke?
- Wracając do mojego pytania...
- Porozmawiamy o tym później - powiedziałam.
Wyszłam z domu. Wsiadłam do taksówki podając adres mężczyźnie za kierownicą. Patrzyłam na zatłoczone ulice Los Angeles. Kochałam to miasto. Za jego piękno, za pogodę, za wspomnienia, za energię, którą tętniło.
Po dotarciu na miejsce zapłaciłam kierowcy. Wyszłam z samochodu i skierowałam się do drewnianego domku na plaży. Weszłam po skrzypiących schodach na mała werandę. Zapukałam nieśmiało. Zero odzewu. Ponowiłam próbę, pukając mocniej w drzwi. Nic. Nacisnęłam klamkę. Drzwi ustąpiły. Zrobiłam krok w przód, potem drugi, trzeci, aż dotarłam do pokoju, który musiał być sypialnią chłopaka. Zamurowało mnie. Stałam w miejscu przyglądając się ścianie, na której wisiały nasze wspólne zdjęcia. Ręka sama powędrowała w stronę fotografii. Pierwsze spotkanie, pierwsza randka, wspólne wypady na miasto, siedzenie na dachu jego domu, przesiadywanie w opuszczonym warsztacie. Chwyciłam w dłonie jedno ze zdjęć. Siedzieliśmy na przytuleni na plaży. Pamiętam ten wieczór, wtedy po raz pierwszy powiedział mi,,Kocham cię".

Chłopak obejmował moje drobne ciało. Czułam się tak cudownie. Patrzyłam w niebo, po którym latały ptaki.
- Chciałabym latać tak jak one - wskazałam palcem na szybujące mewy.
Brunet powędrował wzrokiem we wskazanym przeze mnie kierunku.
- Nawet gdybyś mogła latać to i tak bym cię nie puścił.
- Dlaczego? - Spytał zdziwiona.
 - Bo cie kocham i nie chcę cię stracić- szepnął do mojego ucha.

- Chrissy? - Usłyszałam za plecami.
Odłożyłam zdjęcie na miejsce. Odwróciłam się do Brooksa.
- Hej - powiedziałam, wkładając ręce w tylne kieszenie spodenek.
Patrzyłam na Jai'a, a może raczej na jego odsłoniętą klatkę piersiową. Tatuaż z moim imieniem niesamowicie rzucał się w oczy.
- Co tu robisz? - Spytał, podchodząc bliżej.
- Bo ja umm to znaczy...- Zaczęłam się jąkać. - Lexie mnie poprosiła, abym powiedziała ci, ze z wasza mamą jest coraz gorzej, więc zostaje w Miami na dłużej. Tylko to miałam do przekazania. Pójdę już.
Chciałam wyjść z pokoju. Nie mogłam oddychać. Powietrze w sypialni było przesycone jego cholernymi perfumami.
Gdy go mijałam, Jai chwycił moje ramie.
- Zostań - poprosił.
- Jai...
- Proszę - przerwał mi.
Przytaknęłam głową na znak, że się zgadzam. Pociągnął mnie do salonu. Usiadłam na fotelu. On zrobił to samo. Panowała między nami niezręczna cisza. Wzrok wbijałam w dywan, byle tylko na niego nie patrzeć. Czułam się dziwnie siedząc w domu mojego byłego, który wczoraj powiedział, że ciągle mnie kocha. Czasami myślałam jak to by było gdybyśmy do siebie wrócili. Nie mam pojęcia, czy byłaby między nami ta sama miłość, to zaufanie, którym go kiedyś darzyłam. Z jednej strony chciałabym spróbować, a z drugiej coś mnie od tego powstrzymywało, jakby wiedziało, że znowu będę cierpieć. No i jeszcze Luke. On jest niesamowity, totalne przeciwieństwo mnie.Serce i rozum mówią jednogłośnie, aby dać mu szansę. Zna moją historię to, jaka byłam głupia, jaka ciągle mogę być niestabilna, a mimo to nie odtrąca mnie. I po mimo tak krótkiego okresu znajomości to ufam. Bardziej niż sobie samej. Chciałabym zacząć od zera. Niestety obecność Brooksa wcale mi w tym nie pomaga.
- Chrissy? - Głos chłopaka przerwał moje rozmyślania.
- Hmm? - Spojrzałam na niego.
- Nad czym tak myślisz?
- Nad niczym ważnym - odpowiedziałam szybko. Spojrzałam na ręce bruneta. Wzdrygnęłam się. Te blizny były przeze mnie. Jai musiał dostrzec gdzie się tak intensywnie wpatruję, bo odwrócił ręce.
- Jai, ja wiem, że ciągle ci na mnie zależy i chciałbyś wrócić do tego, co było, ale na razie nie mogę ci zaoferować nic oprócz przyjaźni - podniosłam się z miejsca. Zrobił to samo. Podszedł do mnie i przyciągnął do siebie.
- Zdaję sobie sprawę księżniczko, ze nie potrafisz mi znów zaufać. Tylko pamiętaj, ja będę czekać i walczyć o ciebie - szepnął, po czym przycisnął swoje usta do moich. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Całował mnie delikatnie, subtelnie, potem bardziej namiętnie tak jak kiedyś. Robiło mi się gorąco i brakowało powietrza. Przygryzł moją dolną wargę. Jęknęłam w jego usta. Oparł swoje czoło o moje. Oddychaliśmy ciężko. Nie mogę uwierzyć w to, co się przed chwila stało. Źle się z tym czułam, nie mam pojęcia, dlaczego. Przed oczami stanęły mi niebieskie jak niebo tęczówki blondyna. Odepchnęłam chłopaka od siebie.
- Przepraszam Jai ja.... Ja nie mogę.
- Dlaczego?
- Po prostu nie mogę - powiedziałam.
Wybiegłam z domu. Słszałam za sobą niewyraźne krzyki bruneta. Szłam przed siebie. Spojrzałam na telefon. Już prawie dwudziesta. Czas strasznie szybko płynie. Dopiero była piętnasta, a chłopaki umierali na kanapie, a dzisiaj jeszcze mają koncert... Koncert! Jak mogłam zapomnieć? Szybko wpisałam nazwę klubu w nawigację. Półtora kilometra. Zaczęłam iść szybciej, a w głowie miałam sytuację sprzed kilku minut. Jego usta na moich. Boże, to nie może być prawda. Całowałam się moim popieprzonym eks chłopakiem. Chciałam wymazać to z pamięci.
Przyśpieszyłam. Przepychałma się między przechodniami. Zerknęłam na zegarek. Dwie minuty do koncertu i pół kilometra do przejścia. Dotarcie na czas jest niemożliwe. Po jakichś dwudziestu minutach stanęłam po klubem. Podałam ochroniarzowi moje nazwisko. Weszłam do środka. Przepychałam się przez tłumy fanek, aby stanąć jak najbliżej sceny. Gdy znalazłam się przy barierkach ( ku niezadowoleniu fanek) chłopcy kończyli grać kolejną piosenkę. Zauważyłam Dianę i Hayley, które pomogły mi przejść przez barierkę.
Dziewczyny uciszyły się na mój widok. Uśmiechnęłam się do nich. Popatrzyłam na Hemmingsa, który najwyraźniej również mnie zauważył. Patrząc na blondyna zaczęłam słuchać słów piosenki, którą śpiewał.

I dedicate this song to you, (Dedykuję ci tę piosenkę)
The one who never sees the truth, (Tej, która nigdy nie widzi prawdy,)
That I can take away your hurt, heartbreak girl. (Że mogę ukoić twój ból, dziewczyno ze złamanym sercem.)
Hold you tight straight through the day light, (Trzymając cię mocno do końca dnia,)
I'm right here. When you gonna realise (Jestem tutaj. Kiedy zrozumiesz,)
 That I'm your cure, heartbreak girl? (Że jestem twoim lekarstwem, dziewczyno ze złamanym sercem?)
Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami.,,Jestem twoim lekarstwem"
Czy on jest w stanie pomóc mi zacząć od nowa, ukoić mój ból?

***

Po koncercie poszłyśmy z chłopakami na backstage.
- Byliście niesamowici! - Diana rzuciła się Ashtonowi na szyję.
Spojrzałam na Hayley z niemym pytaniem. Ta wzruszyła tylko ramionami na znak, że nic nie wiem. Poszła do Michaela i Caluma pogratulować udanego występu. Poszukałam wzrokiem Luke'a. Pakował instrumenty do futerałów. Ledwo zauważalny uśmiech przemknął przez moja twarz na widok zirytowanego chłopaka. Podeszłam do niego.
- Hej Luke - przywitałam się.
Zerknął na mnie.
- Cześć Chrissy. Jak podobał ci się koncert?
- Byliście świetni. Muszę częściej chodzic na wasze koncerty - zaśmiałam się, ale zaraz spoważniałam. - Wracając do twojego pytania...- Zaczęłam.
- Przepraszam Chrissy, nie powinienem nawet o to pytać. Znamy się krótko, no a poza tym Jai. Zrozumiem, jeśli powiesz,,nie"- przerwał mi.
Uśmiechnęłam się delikatnie, łapiąc jego dłoń. Nie myślałam, ze stać mnie na taki gest. Luke spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Zadarłam głowę do góry, aby spojrzeć mu w oczy. Przez te niebieskie tęczówki pewnie rozkochał już nie jedną dziewczynę.
Wspięłam się na palce, żeby sięgać mu, chociaż do brody. Chłopak niespokojnie przygryzł kolczyk w dolnej wardze.
- Luke, ale ja chętnie sie z tobą umówię- powiedziałam. Blondyn przytulił mnie. Wdychałam jego zapach. Pachniał męskimi perfumami i miętą. Mogłam tak stać i przytulać go całymi dniami. Ramiona Luke'a były jak skrzydła anioła. Czułam się jakbym odnalazła swoją bezpieczną przystań.
- Lukey koniec miziania się, fani czekają! - Krzyknął Mike.
Wyswobodziłam się z uścisku. Chłopak ciągle się do mnie uśmiechał.
- Zadzwonię do ciebie później - szepnął do mojego ucha. Pocałował mnie w policzek i dołączył do reszty zespołu.
- Co jest między tobą, a Hemmingsem? - Zapytała Diana dając mi kuksańca w bok.
- Nic. Zupełnie nic. Ty lepiej powiedz, co jest między tobą, a Irwinem - zmieniłam temat.
Blondynka była cala czerwona.
- Bo my no wiesz, tak jakby yym jesteśmy parą - wyjąkała bawiąc się palcami u rąk.
- CO?! - Razem z Hayley patrzyłyśmy na nią, a nasze oczy musiały być wielkie jak spodki.
Dziewczyna podczas drogi powrotnej opowiadała jak to było z nią i Ashtonem. Nie mogłam uwierzyć, że mi o tym nie powiedziała.
Gdy dotarłyśmy pod nasz dom brunetka zadzwoniła po taksówkę i wróciła do siebie. Weszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku. Rozmyślałam o dzisiejszym dniu. Najpierw propozycja randki od Luke'a, potem całowałam się z Jai'em. Brawo Chrissy. Najpierw jeden, potem drugi. Nagle usłyszałam dźwięk 
przychodzącej wiadomości. Odblokowałam telefon.

Lukey: Otwórz balkon :)

Zmrużyłam oczy. Odłożyłam telefon. Podeszłam do drzwi balkonowych i je otworzyłam. Na balkonie stał Luke.
- Co tu robisz?
- Stoję?- Zaśmiał się.
Wpuściłam go do środka, po czym wróciłam na łóżko. Chłopak położył się obok.
Leżeliśmy w ciszy, którą postanowiłam przerwać.
- O co chodziło w tej piosence? Jakiej prawdy nie widzę?
Westchnął.
- Może kiedyś ci powiem.
- Luke, proszę powiedz - spojrzałam na niego oczami kota ze Shreka.
- Ech, obiecuję, ze powiem ci to na naszej randce, zgoda?
- Zgoda.
Wtuliłam się w tors blondyna i zasnęłam.


____________________________________________________________

Przepraszam, za tak długi brak rozdziału, po prostu brak weny i miałam małe załamanie, ale teraz wszystko w porządku i mogę znowu pisać, przynajmniej tak mi się wydaje. 
Czytajcie, komentujcie i do następnego (tak bardzo oczekiwanego i ukochanego przeze mnie) rozdziału ;* Trzymajcie się, Kocham was <3 br="">