środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 3



        
       Każdy z nas miał w życiu chwile, w których powracały wspomnienia. Wspomnienia, które chcieliśmy wymazać za wszelką cenę ze swojego życia. Nie ważne czy te chwile z przeszłości były dobre czy złe, po prostu nie chcieliśmy ich pamiętać. Tak jakby nigdy się nie wydarzyły.
        Taki moment nastąpił u mnie właśnie teraz. Widząc Jai'a wszystkie wspomnienia z tamtych wakacji napłynęły do mojej głowy w jednej chwili. Widziałam siebie pijącą, palącą, ćpającą, ale o dziwo szczęśliwą. W każdym momencie pojawiał się ON. Czarnowłosy chłopak. Lewą rękę całą pokrytą miał tatuażami. To właśnie mój cień przeszłości. Jai. Jai Hateway. Moja wielka miłość, przez którą przeszłam zbyt wiele. Najchętniej chciałabym go wymazać z życia. Jakbym nigdy go nie poznała.
        Chłopak, którego tak bardzo kiedyś kochałam teraz stał przede mną  i Luke’iem, z rękami włożonymi w kieszenie podartych dżinsów, a na jego twarzy gościł kpiący uśmiech. Do oczu znów napływały łzy.
    - Tyle czasu Chriss. Dziś mijają dokładnie trzy lata od naszego pierwszego spotkania. Tęskniłaś?
    - Ty chyba sobie kpisz Jai. Mało spieprzyłeś mi życie? Nie wystarczy ci? Proszę bardzo. Dobij mnie. Otarłam się już jeden raz o śmierć, więc drugi raz nie zaszkodzi- prychnęłam i uciekłam z powrotem do klubu.
Biegłam przed siebie. W oddali usłyszałam tylko głos czarnowłosego:
    - Nie waż się jej tknąć.
Nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Boże, kiedy ja ostatnio płakałam? Nie myślałam, że nadejdzie jeszcze taki dzień. Po co wrócił? Nie zauważyłam nawet, kiedy usiadłam przy parze i zaczęłam pić. Jeden kieliszek za drugim. W końcu, co to dla mnie? To tylko trochę wódki. Miałam w ręce już chyba dziesiąty, gdy czyjaś ręka mnie powstrzymała.
    - Woah! Spokojnie, Chrissy, bo zaraz wypijesz cały alkohol. Zostaw też dla innych- Calum zaśmiał się, zabierając mi trunek, żeby następnie samemu go wypić.
Patrzyłam na chłopaka z mordem w oczach.
    - Oj przestać już wpatrywać się na mnie takim wzrokiem, tylko chodź tańczyć.
Calum złapał moją ręka i zaciągnął na środek sali. Przetańczyłam z nim kilka piosenek, dopóki nie poczułam silnej dłoni wokół tali.
    - Sorry stary, ale teraz moja kolej- powiedziała osoba za mną.
Odwróciłam się i wpadłam prosto w ramiona Luke’a.
    - Ale z ciebie niezdara White- roześmiał się, okręcając mnie wokół własnej osi.
Gdy się zatrzymałam popatrzyłam na twarz blondyna. Z wargi i brwi sączyła mu się krew.
    - Kto cię tak załatwił?
    - Bliskie spotkania z twoim kolegą- skrzywił się.
O nie. Po co miesza w nasze sprawy osoby, które w ogóle nie mają z tym żadnego związku? Jai przegina. Zabrałam blondyna na zaplecze. Znalazłam apteczkę i zaczęłam opatrywać rany. Powiedziałam do niego, aby napisał do chłopaków, żeby zabrali stąd Dianę. Jeżeli on tu jest to przestało być bezpiecznie. Przynajmniej dla mojej siostry i znajomych.
    - Chrissy, kto to był? Nie chcę się wtrącać czy coś, ale wyglądało jakbyś się go bała.
Moja przeszłość nie jest żadną tajemnicą, ale to nie jest odpowiednie miejsce. Właściwie to nie zdziwiłabym się gdyby zrobili z mojego życia jakiś tandetny film i wpuścili do kin.
     - Opowiem ci o wszystkim Luke, tyle, że nie teraz. To nie jest najlepszy moment. Spadajmy stąd.
Wyszliśmy tylnym wejściem. Droga powrotna minęła w ciszy. Żadne z nas nie miało nic do powiedzenia. W głowie miałam mnóstwo przemyśleń. Nie chciałam Jai'a znowu w moim życiu, bo zrujnowałby je po raz kolejny. Muszę dowiedzieć się, po co wrócił.
Luke odprowadził mnie pod same drzwi. Pożegnaliśmy się i weszłam do domu. Zamknęłam wszystkie zamki, po czym ruszyłam schodami do pokoju. nie miałam siły przebrać się w piżamę. Od razu padłam na łóżko.

                                                       

                                                              * * *


      Nie jestem do końca pewna jak długo spałam. Obudziła mnie duszność. Wstałam i otworzyłam drzwi balonowe, żeby do pokoju dostało się jak najwięcej świeżego powietrza. Potem przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam jak potwór. Włosy odstawały mi w każdym możliwym kierunku, a makijaż był rozmazany. Postanowiłam się wykąpać. Z garderoby zabrałam czyste ręczniki i skierowałam się do łazienki. Zrzuciłam pogniecione ubrania. Weszłam pod prysznic. Lodowata woda dla rozjaśnienia umysłu. Po skończonej kąpieli owinęłam mokre ciało i włosy ręcznikiem. Wyszłam z pomieszczenia zamykając je za sobą.
    - Niezłe widoki White.
Podskoczyłam. Popatrzyłam w stronę, z której dochodził głos. Na fotelu przy biurku siedział Luke.
    - Jasna cholera! Zawału bym przez ciebie dostała. A tak w ogóle, co robisz w moim pokoju?!
Chłopak roześmiał się. Skrzyżowałam ręce na piersi czekając na wyjaśnienia. Po chwili poczułam piekący rumieniec na policzkach. Stałam przed nim w samym ręczniku!
    - Spokojnie. Przyszedłem pogadać. A tak na marginesie, masz zajebiste nogi.
Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona. Człowieku, co ty ze mną robisz?
    - Okay, ale może dałbyś mi się ubrać?
    - A musisz? – Spytał z tym swoim łobuzerskim uśmiechem. Zmarszczyłam brwi.
    - Nie denerwuj mnie ty tleniony pozerze- prychnęłam.
    - Ej! To akurat naturalny blond- oburzył się.
Pomyłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli przebiorę się garderobie.
Ubrałam czarne, podarte rurki, biało różowy top crop z napisem GEEK, czarną beanie z napisem FUCK IT i białe Vansy. Po paru minutach weszłam z powrotem do pokoju, gdzie Luke przeglądał moje książki i płyty.
    - Masz dobry gust.
    - Nie mam dziś humoru. Daruj sobie komplementy.
    - Właśnie widzę- westchnął. – Idziemy na plażę? Tam mi wszystko opowiesz.
Zgodziłam się. Po drodze chłopak próbował mnie rozśmieszyć. Nie za bardzo mu to wychodziło. No, ale liczą się chęci, prawda? A Luke to naprawdę miły chłopak. Gdy doszliśmy na miejsce usiadłam blisko oceanu. Miałam zacząć opowiadać, lecz blondyn wstał z piasku i kazał zaczekać. Więc czekałam, wpatrując się w fale na wodzie.
    - Czuję, że to nie będzie wesoła historia. Masz może to osłodzi twój humor- usiadł podając mi lody śmietankowe.
    - Dzięki. Masz rację. To nie jest wesoła historia- uśmiechnęłam się słabo.
Otworzyłam usta z zamiarem opowiedzenia historii, gdy usłyszałam swoje imię.
Odwróciłam głowę. Moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
    - Lexie?
Poderwałam się z miejsca i pobiegłam uściskać dziewczynę. Nic się nie zmieniła. Blond włosy związała w luźnego warkocza. Niebieskie oczach dziewczyny błyszczały. Na twarzy gościł ten sam szczery uśmiech.
    - Chrissy- Odwzajemniła uścisk.- Co ty tu robisz?
    - Przyjechałam na wakacje z Jai'em. Jesteśmy tu już od tygodnia. Niestety jutro lub po jutrze będę musiała wrócić na trochę do Miami, żeby sprawdzić, co u mamy.
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę. Mama Jai'a i Lexie jest chora. Dlaczego złe rzeczy przytrafiają się dobrym ludziom?
       Wymieniłyśmy się numerami i wróciłam do chłopaka. Czas opowiedzieć tą głupią historię. To nie łatwe. Chciałabym o tym zapomnieć, a nie opowiadać kolejnej osobie, jakie moje życie jest beznadziejne. Niestety za każdy wybór ponosimy konsekwencje, a ja poniosłam ich bardzo wiele. Zdecydowanie za wiele. Coś jednak nie daje mi spokoju. Nie wiem, co to jest, ale gdy myślę o nim czuję dziwne ciepło w sercu. Czy ja tak dużo pragnę? Chcę tylko zakończyć ten rozdział w swoim życiu. Nie chcę znów cierpieć. Ale co ja poradzę. Jesteśmy tylko pionkami w chorej grze przypadków i chaosu. A mama zawsze powtarzała, nie kochaj frajerów, to ja nie. Jak zawsze musiałam być mądrzejsza. Teraz płacę za moje błędy.
Głupia miłość. Przynosi tylko cierpienie i ból. Dlaczego to życie musi być tak cholernie trudne?



________________________________________________


Oto rozdział 3 :) jak wam się podoba? Zna ktoś kogoś kto mógłby zrobić dla mnie szablon na bloga? Z góry dziękuję.
5 KOM - NEXT ;*

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 2



       Obudziłam się późnym rankiem. Nie kłopocząc się przebraniem z piżamy, zeszłam do kuchni. Przy stole zastałam Dianę i rodziców. Mama, gdy tylko zauważyła mnie w progu, poderwała się z miejsca. Przytuliła mnie mocno. Potem przywitał się ze mną tata.
    - Witaj w domu skarbie - powiedział.
Zasiedliśmy do stołu, a mama podała śniadanie. Jedliśmy rozmawiając, czasami się śmiejąc. Po zjedzonym posiłku złożyli mi życzenia.
    - Co byś chciała dostać na urodziny? - spytał tata obejmując mnie ramieniem. Zamyśliłam się.
    - Nie wiem. Właściwie to nic.
Rodzice popatrzyli się na siebie. W oczach Rebecci i Roberta Withe spostrzegłam ten błysk. Coś kombinowali. Mama pokiwała głową w stronę taty. On tylko westchnął, a potem wyjął coś z kieszeni i rzucił w moją stronę. Kluczyki.
    - Tylko ostrożnie jak będziesz jeździć.
Diana poprowadziła mnie do garażu. Na samym środku stało czerwone Lamborghini Reventon. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Moje wymarzone autko stało w moim garażu i należało do mnie.
    - O mój Boże.
Przejechałam ręką po masce samochodu. Nie wahając się ani chwili dłużej wsiadłam na miejsce kierowcy, a blondynka obok mnie. Wyjechałam z garażu, a następnie na ulicę. Jazda autem moich marzeń to po prostu coś niesamowitego. Tego uczucia nie da się opisać. Siostra opowiedziała mi, że rodzice odkładali na ten prezent odkąd wyjechałam. Piękny gest. Odmawiali sobie wakacji, abym mogła teraz jechać tym cudeńkiem.
       Włączyłam radio. Pędziłam przed siebie, a za oknem widziałam oniemiałe twarze przechodni. Po jakichś dwóch godzinach jazdy wróciłyśmy do domu. Według Diany trzeba zacząć szykować się na imprezę. Nie rozumiem jej toku myślenia. Jest dopiero po trzynastej. Tak, blondynka zdecydowanie jest z tych, które spędzają kilka godzin przed lustrem. Zanim rozeszłyśmy się do swoich pokoi, powiedziała do mnie:
    - Tylko ubierz coś ładnego.
Nie wiem co w jej mniemaniu znaczy ,,ładnie",ale na sto procent nie założę żadnej sukienki czy spódnicy. Nie obchodzi mnie, iż kończę dziewiętnaście lat. Mam swój styl in tego będę się trzymać.

                                                                   
                                                                      * * *

       Dochodziła dwudziesta. Właśnie przeglądałam się w lustrze oceniając wybór mojej ,,kreacji". Ostatecznie założyłam krótkie, dżinsowe spodenki, czerwoną koszulę w czarną kratę, czarne szelki, na stopy wsunęłam czarne Vansy. Włosy rozczesałam, grzywkę zaczesałam na bok, a oczy podkreśliłam eyelinerem. Na lewe ucho nałożyłam cztery kolczyki. Spojrzałam na prawy nadgarstek. Znajdował się na nim, już od kilku lat, znak nieskończoności. Wieku siedemnastu lat zamarzyłam o tatuażu i nie żałuje. Mam do nich słabość.
      Zabrałam białego iPhone'a z biurka. Zeszłam do salonu, gdzie czekała na mnie odstawiona Diana, która ubrała czarną, skórzaną spódniczkę, biały top, dżinsową kamizelkę oraz wysokie, czarne szpilki.
    - Nareszcie jesteś! Chodź, idziemy- powiedziała. Wyszłyśmy z domu. Po pewnym czasie zorientowałam się gdzie idziemy. Plaża tętniła życiem, ale wszyscy kierowali się do jednego miejsca. Do klubu   ,,California Beach". Kolejka nie miała końca. Chciałam do niej stanąć, jednak Diana pociągnęła mnie w stronę wejścia. Powiedziała coś ochroniarzowi. Mężczyzna uśmiechnął się do nas, otwierając bramkę. Klub był już pełen ludzi. Blondynka po informowała mnie, że musi załatwić pewną sprawę. Pokiwałam głową i ruszyłam do baru. Barman na mój widok nie mógł pohamować śmiechu.
    - Wróciła nasza bad girl! Gdzie ty się podziewałaś dziewczyno przez trzy lata?- Spytał nalewając do szklanki whisky, który wręczył mi do ręki.
    - W Londynie. Dzięki za whisky Matt- wypiłam trunek za jednym razem i oddałam szklankę chłopakowi. Ruszyłam pod scenę, na której rozstawiał się zespół. Gdy skończyli, spostrzegłam tego samego blondyna co wczoraj wieczorem. Po kilkudziesięciu minutach, zaczęli koncert. Diana miała rację. Ich muzyka bardzo mi się podobała. Są niesamowici.
       W pewnym momencie moje oczy i oczy chłopaka spotkały się, a on nie przerywając kontaktu wzrokowego śpiewał dalej piosenkę:
...But now, who knew?
That she's in the crowd of my show
Nothig to lose
She's standing right in the front row
The perfect view
She came aloneon her own
And there's something that you should know...

Miał tak cudowny, głęboki, seksowny głos. Zauważyłam czarny kolczyk w jego wardze, ale to nie to przykuło moją uwagę, lecz jego wzrost. Blondyn był strasznie wysoki. Z pewnością przewyższał mnie o głowę. 
       Nie zauważyłam nawet kiedy skończyła się piosenka. Z transu wyrwał mnie dopiero głos czarnowłosego basisty zespołu.
    - A teraz zapraszamy na scenę solenizantkę! Chrissy White!
Patrzyłam na chłopaków z zespołu z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Jakiś ochroniarz pomógł mi wejść na scenę. Stanęłam obok blondyna, a on sięgnął po mikrofon.
    - Zaśpiewajcie z nami Happy Brithday dla Chrissy.
Wszyscy śpiewali przy akompaniamencie perkusji i gitary. Oni śpiewali dla zupełnie obcej osoby, ale to było miłe. Na koniec całą salę wypełnili ogromne oklaski. Usłyszałam głos wysokiego chłopaka stojącego obok mnie.
    - Masz szczęście mając taką siostrę- powiedział wskazując na kulisy, na Dianę. Podeszłam do niej i przytuliłam. Podziękowałam jej. Bawiłyśmy się resztę koncertu za kulisami. Tańczyłyśmy, śpiewałyśmy. Po jakiejś godzinie chłopcy zeszli ze sceny.
    - Wszystkiego najlepszego Chrissy-  powiedział czerwono włosy chłopak.- Jestem Michael. A to nasz perkusista Ashton,  basista Calum i prowadzący gitarzysta Luke.
Luke.
       Schowali sprzęt, a potem ruszyliśmy na parkiet. Przetańczyłam kilka piosenek. Potem postanowiłam pójść na plażę. W klubie było strasznie gorąco. Wyszłam więc stamtąd, podeszłam bliżej wody i usiadłam na chłodnym już piasku. Noc była piękna. Nigdy chyba nie widziałam tylu gwiazd.
       Nagle usłyszałam miękkie kroki. Ktoś usiadł obok mnie.
    - Dlaczego siedzisz tu sama?- Rozpoznałam go. 
    - Strasznie tam duszno. Chcesz przejść się po plaży?
    - Jasne.
Podnieśliśmy się. Spacerowaliśmy wzdłuż brzegu oceanu, zostawiając za sobą klubowy hałas. Luke opowiadał mi o Australii, o swoich zainteresowaniach. Gdy powiedział o swoich ulubionych zespołach od razu zyskał moją sympatię. All Time Low, Nirvana, Nickelback, Green Day, Linkin Park.
    - Teraz twoja kolej.
    - Wiesz Luke, na opowieść o mojej osobie potrzeba dużo czasu. Na razie mogę ci tylko powiedzieć, że kocham koncerty, szybkie auta i tatuaże.
Zamyślił się.
    -W takim razie mogę cię o coś spytać?
Pokiwałam głową.
    - Podczas koncertu wszystkie dziewczyny piszczały na mój widok, oprócz ciebie. Dlaczego? Przecież jestem mega przystojny- wygiął usta w podkówkę. Zaśmiałam się. To był komiczny widok.
    - I do tego skromny- prychnęłam, ciągle się śmiejąc.
    - Pfff.
Szliśmy przez chwilę w ciszy. W pewnym momencie wpadłam na głupi pomysł. Cofnęłam się kilka kroków w tyłu. Odwrócił głowę, spojrzał na mnie podnosząc brwi do góry. Nie mogłam uwierzyć w to co za chwilę zrobię.
     - O mój Boże! Nie wierzę! To Luke Keller we własnej osobie! Dajcie mi powietrze, bo zaraz zemdleję.
Udałam, że się przewracam. Nie wyszło mi to, ponieważ zachwiałam się i naprawdę bym upadła gdyby nie interwencja Luke'a, który złapał mnie jedną ręką za talię.
    - Wolisz takie zachowanie dziewczyn? - Spytałam wpatrując się w jego oczy.
    - Może, ale tobie odpuszczę. Fatalnie ci to wychodzi- uśmiechnął się łobuzersko, a ja przez chwilę zapomniałam jak się oddycha. Boże, c się ze mną dzieje. Nigdy nie byłam typem dziewczyny, która wzdycha do chłopaka. 
      Stanęłam z powrotem na nogi. Wpatrywaliśmy się w siebie dobrą chwilę, dopóki ktoś nie zaklaskał.
     - Nieźle aniołku. Przyznam, że niezły wybór.
Ten głos. Nie. To nie może być prawda. Spojrzałam na niego i od razu schowałam się za plecami blondyna. On. W białym podkoszulku, który opinał umięśniony tors i w poszarpanych, czarnych dżinsach. Lewe ramię miał całe pokryte w tatuażach. W jednym uchu miał kolczyk, a jego czarne włosy były ułożone w klasyczny nieład. W jednej chwili odebrało mi oddech. Na szyi chłopaka wisiał wisiorek ode mnie, a przez prześwitujący podkoszulek mogłam zobaczyć wytatuowane moje imię z małym serduszkiem obok niego. Tatuaż znajdował się prawie obok serca. Po moich policzkach płynęły gorące strumienia łez. Łzy złości, strachu bólu,ale w sercu poczułam dziwne ciepło. Luke popatrzył na mnie. W moich oczach mógł zobaczyć wszystkie emocje, które teraz mną targały. Mój wzrok znów powędrował na czarnowłosego. Na twarzy wbrew mojej woli pojawił się ledwo dostrzegalny uśmiech.
    - Jai- szepnęłam.
    - Cześć Chrissy.
  

 _______________________________________
 

Jai <3 Oto rozdział 2. Osobiście nie mogłam się doczekać tego rozdziału, bo mam wielką słabość do tej wspaniałej postaci jaką jest Jai. Na samym początku miał być nim Zayn Malik, ale od pewnego czasu jestem zafascynowana Jai'em ^^, a on wręcz idealnie tu pasuje.
   CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Rozdział 1



       - Chrissy!- Usłyszałam swoje imię wśród tłoczących się na lotnisku ludzi.
Jestem na lotnisku w Los Angeles. Wróciłam do domu. Choć u babci Evelyn w Londynie było naprawdę wspaniale, to stęskniłam się za słoneczną Kalifornią. Nie widziałam tego miejsca prawie trzy lata. Przez ten czas wracałam do formy i kształciłam się w zaciszu rezydencji babci. W Anglii poznałam wielu wspaniałych ludzi. Będzie mi ich brakowało. Kiedyś na pewno odwiedzę jeszcze Londyn, ale na razie pozostaje w moim rodzinnym mieście. Wreszcie po tak długim czasie zobaczę Dianę, moją przyrodnią siostrę, która zawsze była dla mnie największym wsparciem. Rodziców również bardzo długo nie widziałam. Przyjeżdżali do mnie tylko w święta. Brakowało mi ich, mimo że nie zawsze się ze sobą dogadywali.
    -Chrissy!- Diana rzuciła się w moje ramiona.
Tak strasznie się za nią stęskniłam. Ta niska, zielonooka blondynka samą swoją obecnością potrafiła poprawić mi humor. Właściwie to każdy, kto tylko ją poznał czuł do niej sympatię. Nie dziwię się. Na jej twarzy bezustannie widnieje piękny uśmiech. Diana jest moją przyjaciółką odkąd tacie przyznano prawa rodzicielskie, czyli od moich dziewiątych urodzin.
    - Tak bardzo się za tobą stęskniłam Chriss- powiedziała dziewczyna.
    - Ja za tobą też. Jak w domu?
Szłyśmy w stronę drzwi  wyjściowych. Po opowieściach Diany mogę stwierdzić, że nic się nie zmieniło. Rodzice ciągle zapracowani, żadnej wolnej chwili, aby usiąść i wypić kawę czy porozmawiać. Nasz tata jest kardiochirurgiem, a moja mama prawnikiem..
       Na parkingu odszukałyśmy jej czarne BMW. Podczas długiej jazdy do domu opowiadałam o szkole, mieszkaniu z babcią Evelyn, wycieczkach ze znajomymi po Anglii, wspaniałych koncertach oraz imprezach, jakie odbywały się w Londynie. I oczywiście o klubach. Kochałam imprezować. Ten element w moim życiu chyba nigdy się nie zmieni. Diana była zachwycona. Widziałam błysk w oczach dwudziesto- trzylatki. Stwierdziła, że musi kiedyś ze mną tam polecieć.
       Po kilku godzinach dojechałyśmy do domu. Wszystkie światła były pogaszone.
    - Gdzie rodzice?- Spytałam wchodząc do mieszkania, ciągnąc za sobą ciężkie walizki.
    - W pracy. Tata jest na nocnej zmianie, a mama ma jutro jakąś ważną rozprawę, więc pojechała do kancelarii przygotować sobie wszystkie dokumenty i jakieś papiery.
Pokiwałam głową, a następnie pognałam schodami na pierwsze piętro. Uchyliłam drzwi i wślizgnęłam się do środka. Zapaliłam światło. Wszystko było tak jak zapamiętałam. Białe ściany, czarne meble. Moje królestwo.
      Stanęłam na środku pomieszczenia, rozglądając się dookoła. Na wprost mnie stały wysokie do sufitu półki, wypełnione książkami i płytami. Między nimi dostrzegłam wiklinowy fotel hamakowy z granatową poduszką w środku oraz mały stolik. Po prawej stronie stała ogromna garderoba, dobrze zaopatrzony barek, drzwi do łazienki. Natomiast po lewej stronie znajdowały się drzwi balkonowe, wyglądające jak szklana ściana. Obok nich stała cienka, drewniana ścianka, za którą stało okrągłe łóżko. Za mną swoje miejsce miało biurko, lustro i drzwi wyjściowe. Spojrzałam w górę. Sufit był najpiękniejszy w całym pokoju. Wyglądał jak niebo w gwieździstą noc, bo gdy przycisnęła drugi włącznik światła, gwiazdy świeciły jak na prawdziwym niebie. Kiedyś, leżąc na łóżku mogłam się niego wpatrywać godzinami. Moje własne niebo.
       Po napatrzeniu się na moje królestwo, postanowiłam rozpakować walizki. Zajęło mi to przynajmniej godzinę. Poukładałam ubrania na półkach i wieszakach. Po skończonej pracy wzięłam długą kąpiel, a potem przebrałam się w krótkie szorty oraz koszulkę do połowy ud z logiem Nirvany. Wychodząc z łazienki usłyszałam pukanie do drzwi.
    - Proszę - powiedziałam.
Zza drzwi wyłoniła się Diana z dwoma kubkami parującego naparu.
    - Hej, przyniosłam ci herbatę - podała mi kubek.
Posłałam jej ciepły uśmiech, po czym wyszłyśmy razem na balkon. Oparłyśmy się o barierkę. Zerknęłam na ogród. Rosło tam ogromne drzewno, po którym nie trudno było dostać się na mój balkon. Dlatego też z tym drzewem wiąże się wiele wspomnień z dzieciństwa.
    - Wiesz, tak sobie myślałam, czy nie miałabyś ochoty jutro gdzieś wyjść? To w końcu twoje urodziny.
Wiedziałam! Ona nigdy mi nie odpuści imprezy urodzinowej. Chociaż z drugiej strony dawno nie obchodziłam razem z nią moich  urodzin.
    - Zgoda. Ale żadnej galerii handlowej - ostrzegłam. Dziewczyna pokiwała głową uradowana.
 Spojrzałam na dom po drugiej stronie ulicy. Coś mi tu nie pasowało. Był odnowiony, nie było już tego pięknego ogrodu, o który sąsiadka dbała bezustannie, a na podjeździe stało białe Audi R8 GT. Zmarszczyłam brwi.
    - Diana, czy pani Smith jeszcze tu mieszka?
    - Nie. Wyprowadziła się do Irlandii razem z mężem. Teraz mieszka tu jej siostrzeniec z przyjaciółmi. Mają zespół i sadzę, że ich muzyka przypadłaby ci do gustu. Jutro będziesz miała okazję posłuchać jak grają.
Nagle w domu na przeciwko rozbłysło światło i zobaczyłam zaspanego chłopaka, z potarganymi blond włosami, patrzącego prosto na nas.


   _____________________________________


  Mam nadzieję, że pierwszy rozdział się podoba. :) 2 już niedługo.
                           CZYTASZ = KOMENTUJESZ

niedziela, 28 grudnia 2014

Prolog



        Każdy z nas czegoś żałuje. Każdy z nas w nieodpowiednim momencie powiedział o kilka słów za dużo. Każdy z nas chociaż raz powiedział ,, nie ", wtedy gdy serce tak cholernie błagało o ,, tak " lub na odwrót. Każdy z nas wybrał niewłaściwą drogę, niewłaściwego człowieka u boku i niewłaściwe emocje. 
       Czasami przeszłość do nas powraca. Wracają ludzie, których powrotu nie chcesz, bo zbyt cię zranili byś mógł im z powrotem zaufać. Wracają bolesne wspomnienia, które rozdrapują stare rany.
       Ale życie stawia na naszej drodze nowe osoby. Wśród nich może być ktoś wyjątkowy. Ktoś niepowtarzalny. Może być to ta jedyna osoba na całe życie. 
       Często zadajemy sobie pytanie: ,, Czym właściwie jest miłość? ". Miłość to gdy wschód słońca staje się magiczny, a jego promienie sprawiają ci nadnaturalną radość, wiatr muskający twoją twarz powoduje, że czujesz się wyjątkowo lekko. Miłość to wszystko, co zapadło w pamięci jako najlepsze. Miłość, to tak naprawdę wszystko, co na co dzień zwyczajne staje się nagle niezwykłe przez kogoś, dzięki komu ją poznaliśmy.
       Niestety to niesamowite uczucie przynosi też cierpienia. Jeden błąd i tracisz wszystko na czym ci zależy, a potem myślisz co zrobić, by było jak dawniej, bo znowu wszystko spieprzyłeś. Mimo to, to nic złego popełniać błędy, których żałujemy do końca życia, przecież jesteśmy tylko ludźmi.
       Najwięcej chyba wiem o błędach, nadziejach i niespełnionych obietnicach właśnie ja. Chrissy White. Zwykła dziewczyna z Los Angeles, która w jedne wakacje poczuła się wyjątkowa, a potem potrzebowała pomocy terapeuty, bo była zbyt  niestabilną emocjonalnie szesnastolatką by sobie z tym poradzić.Teraz chcę zacząć żyć jak kiedyś. Przed tamtymi wakacjami w Miami. Stawiam sobie tylko jedno pytanie. Czy moje życie będzie kiedyś normalne?


________________________________________________________________________________


    I jak się podoba prolog? Szukam osoby, która mogłaby zrobić dla mnie szablon na tego bloga. 
Zachęcam do komentowania :) 1 rozdział już jutro.

BOHATEROWIE




Chrissy Costanza jako Christina ,,Chrissy" White




 Luke Hemmings jako Luke Keller



Jai Brooks jako Jai Hateway


Amanda Seyfried jako Diana White


Arielle Kebbel jako Lexie Hateway


Phoebe Tonkin jako Hayley Montgomery

                       
Ashton Irwin jako Ashton Cutcher



Calum Hood jako Calum Bracken
                                         
                                            Michael Clifford jako Michael Smitch




Wstęp

                                          
     



  HISTORIA CHRISSY, LUKE'A I JAI'A.



   CHRISSY WRACA Z LONDYNU, GDZIE SPĘDZIŁA KILKA OSTATNICH LAT, BY ZAPOMNIEĆ O PRZESZŁOŚCI. W LOS ANGELES, JEJ RODZINNYM MIEŚCIE CZEKA NA NIĄ PRZYRODNIA KOCHAJĄCA SIOSTRA, CIĄGLE ZAPRACOWANI RODZICE, WIELE ZMIAN. ZMIANY JEDNAK MOGĄ BYĆ LEPSZE I GORSZE. CHŁOPAK Z NAPRZECIWKA, CHOROBA, ŚMIERĆ, ROZSTANIA, PROBLEMY SERCOWE, STARE PRZYJAŹNIE.
I PRZESZŁOŚĆ. JAI. CHŁOPAK, PRZEZ KTÓREGO OTARŁA SIĘ O ŚMIERĆ. CO SIĘ STANIE GDY ON WRÓCI? CZY CHRISSY BĘDZIE WSTANIE MU WYBACZYĆ? A MOŻE TA BAD GIRL ULEGNIE UROKOWI LUKE'A, KTÓRY JEST JAK JEJ ANIOŁ STRÓŻ ?

                        TEGO WSZYSTKIEGO DOWIECIE SIĘ CZYTAJĄC MY GUARDIAN ANGEL...
PROLOG JUŻ NIEDŁUGO