poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 2



       Obudziłam się późnym rankiem. Nie kłopocząc się przebraniem z piżamy, zeszłam do kuchni. Przy stole zastałam Dianę i rodziców. Mama, gdy tylko zauważyła mnie w progu, poderwała się z miejsca. Przytuliła mnie mocno. Potem przywitał się ze mną tata.
    - Witaj w domu skarbie - powiedział.
Zasiedliśmy do stołu, a mama podała śniadanie. Jedliśmy rozmawiając, czasami się śmiejąc. Po zjedzonym posiłku złożyli mi życzenia.
    - Co byś chciała dostać na urodziny? - spytał tata obejmując mnie ramieniem. Zamyśliłam się.
    - Nie wiem. Właściwie to nic.
Rodzice popatrzyli się na siebie. W oczach Rebecci i Roberta Withe spostrzegłam ten błysk. Coś kombinowali. Mama pokiwała głową w stronę taty. On tylko westchnął, a potem wyjął coś z kieszeni i rzucił w moją stronę. Kluczyki.
    - Tylko ostrożnie jak będziesz jeździć.
Diana poprowadziła mnie do garażu. Na samym środku stało czerwone Lamborghini Reventon. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Moje wymarzone autko stało w moim garażu i należało do mnie.
    - O mój Boże.
Przejechałam ręką po masce samochodu. Nie wahając się ani chwili dłużej wsiadłam na miejsce kierowcy, a blondynka obok mnie. Wyjechałam z garażu, a następnie na ulicę. Jazda autem moich marzeń to po prostu coś niesamowitego. Tego uczucia nie da się opisać. Siostra opowiedziała mi, że rodzice odkładali na ten prezent odkąd wyjechałam. Piękny gest. Odmawiali sobie wakacji, abym mogła teraz jechać tym cudeńkiem.
       Włączyłam radio. Pędziłam przed siebie, a za oknem widziałam oniemiałe twarze przechodni. Po jakichś dwóch godzinach jazdy wróciłyśmy do domu. Według Diany trzeba zacząć szykować się na imprezę. Nie rozumiem jej toku myślenia. Jest dopiero po trzynastej. Tak, blondynka zdecydowanie jest z tych, które spędzają kilka godzin przed lustrem. Zanim rozeszłyśmy się do swoich pokoi, powiedziała do mnie:
    - Tylko ubierz coś ładnego.
Nie wiem co w jej mniemaniu znaczy ,,ładnie",ale na sto procent nie założę żadnej sukienki czy spódnicy. Nie obchodzi mnie, iż kończę dziewiętnaście lat. Mam swój styl in tego będę się trzymać.

                                                                   
                                                                      * * *

       Dochodziła dwudziesta. Właśnie przeglądałam się w lustrze oceniając wybór mojej ,,kreacji". Ostatecznie założyłam krótkie, dżinsowe spodenki, czerwoną koszulę w czarną kratę, czarne szelki, na stopy wsunęłam czarne Vansy. Włosy rozczesałam, grzywkę zaczesałam na bok, a oczy podkreśliłam eyelinerem. Na lewe ucho nałożyłam cztery kolczyki. Spojrzałam na prawy nadgarstek. Znajdował się na nim, już od kilku lat, znak nieskończoności. Wieku siedemnastu lat zamarzyłam o tatuażu i nie żałuje. Mam do nich słabość.
      Zabrałam białego iPhone'a z biurka. Zeszłam do salonu, gdzie czekała na mnie odstawiona Diana, która ubrała czarną, skórzaną spódniczkę, biały top, dżinsową kamizelkę oraz wysokie, czarne szpilki.
    - Nareszcie jesteś! Chodź, idziemy- powiedziała. Wyszłyśmy z domu. Po pewnym czasie zorientowałam się gdzie idziemy. Plaża tętniła życiem, ale wszyscy kierowali się do jednego miejsca. Do klubu   ,,California Beach". Kolejka nie miała końca. Chciałam do niej stanąć, jednak Diana pociągnęła mnie w stronę wejścia. Powiedziała coś ochroniarzowi. Mężczyzna uśmiechnął się do nas, otwierając bramkę. Klub był już pełen ludzi. Blondynka po informowała mnie, że musi załatwić pewną sprawę. Pokiwałam głową i ruszyłam do baru. Barman na mój widok nie mógł pohamować śmiechu.
    - Wróciła nasza bad girl! Gdzie ty się podziewałaś dziewczyno przez trzy lata?- Spytał nalewając do szklanki whisky, który wręczył mi do ręki.
    - W Londynie. Dzięki za whisky Matt- wypiłam trunek za jednym razem i oddałam szklankę chłopakowi. Ruszyłam pod scenę, na której rozstawiał się zespół. Gdy skończyli, spostrzegłam tego samego blondyna co wczoraj wieczorem. Po kilkudziesięciu minutach, zaczęli koncert. Diana miała rację. Ich muzyka bardzo mi się podobała. Są niesamowici.
       W pewnym momencie moje oczy i oczy chłopaka spotkały się, a on nie przerywając kontaktu wzrokowego śpiewał dalej piosenkę:
...But now, who knew?
That she's in the crowd of my show
Nothig to lose
She's standing right in the front row
The perfect view
She came aloneon her own
And there's something that you should know...

Miał tak cudowny, głęboki, seksowny głos. Zauważyłam czarny kolczyk w jego wardze, ale to nie to przykuło moją uwagę, lecz jego wzrost. Blondyn był strasznie wysoki. Z pewnością przewyższał mnie o głowę. 
       Nie zauważyłam nawet kiedy skończyła się piosenka. Z transu wyrwał mnie dopiero głos czarnowłosego basisty zespołu.
    - A teraz zapraszamy na scenę solenizantkę! Chrissy White!
Patrzyłam na chłopaków z zespołu z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Jakiś ochroniarz pomógł mi wejść na scenę. Stanęłam obok blondyna, a on sięgnął po mikrofon.
    - Zaśpiewajcie z nami Happy Brithday dla Chrissy.
Wszyscy śpiewali przy akompaniamencie perkusji i gitary. Oni śpiewali dla zupełnie obcej osoby, ale to było miłe. Na koniec całą salę wypełnili ogromne oklaski. Usłyszałam głos wysokiego chłopaka stojącego obok mnie.
    - Masz szczęście mając taką siostrę- powiedział wskazując na kulisy, na Dianę. Podeszłam do niej i przytuliłam. Podziękowałam jej. Bawiłyśmy się resztę koncertu za kulisami. Tańczyłyśmy, śpiewałyśmy. Po jakiejś godzinie chłopcy zeszli ze sceny.
    - Wszystkiego najlepszego Chrissy-  powiedział czerwono włosy chłopak.- Jestem Michael. A to nasz perkusista Ashton,  basista Calum i prowadzący gitarzysta Luke.
Luke.
       Schowali sprzęt, a potem ruszyliśmy na parkiet. Przetańczyłam kilka piosenek. Potem postanowiłam pójść na plażę. W klubie było strasznie gorąco. Wyszłam więc stamtąd, podeszłam bliżej wody i usiadłam na chłodnym już piasku. Noc była piękna. Nigdy chyba nie widziałam tylu gwiazd.
       Nagle usłyszałam miękkie kroki. Ktoś usiadł obok mnie.
    - Dlaczego siedzisz tu sama?- Rozpoznałam go. 
    - Strasznie tam duszno. Chcesz przejść się po plaży?
    - Jasne.
Podnieśliśmy się. Spacerowaliśmy wzdłuż brzegu oceanu, zostawiając za sobą klubowy hałas. Luke opowiadał mi o Australii, o swoich zainteresowaniach. Gdy powiedział o swoich ulubionych zespołach od razu zyskał moją sympatię. All Time Low, Nirvana, Nickelback, Green Day, Linkin Park.
    - Teraz twoja kolej.
    - Wiesz Luke, na opowieść o mojej osobie potrzeba dużo czasu. Na razie mogę ci tylko powiedzieć, że kocham koncerty, szybkie auta i tatuaże.
Zamyślił się.
    -W takim razie mogę cię o coś spytać?
Pokiwałam głową.
    - Podczas koncertu wszystkie dziewczyny piszczały na mój widok, oprócz ciebie. Dlaczego? Przecież jestem mega przystojny- wygiął usta w podkówkę. Zaśmiałam się. To był komiczny widok.
    - I do tego skromny- prychnęłam, ciągle się śmiejąc.
    - Pfff.
Szliśmy przez chwilę w ciszy. W pewnym momencie wpadłam na głupi pomysł. Cofnęłam się kilka kroków w tyłu. Odwrócił głowę, spojrzał na mnie podnosząc brwi do góry. Nie mogłam uwierzyć w to co za chwilę zrobię.
     - O mój Boże! Nie wierzę! To Luke Keller we własnej osobie! Dajcie mi powietrze, bo zaraz zemdleję.
Udałam, że się przewracam. Nie wyszło mi to, ponieważ zachwiałam się i naprawdę bym upadła gdyby nie interwencja Luke'a, który złapał mnie jedną ręką za talię.
    - Wolisz takie zachowanie dziewczyn? - Spytałam wpatrując się w jego oczy.
    - Może, ale tobie odpuszczę. Fatalnie ci to wychodzi- uśmiechnął się łobuzersko, a ja przez chwilę zapomniałam jak się oddycha. Boże, c się ze mną dzieje. Nigdy nie byłam typem dziewczyny, która wzdycha do chłopaka. 
      Stanęłam z powrotem na nogi. Wpatrywaliśmy się w siebie dobrą chwilę, dopóki ktoś nie zaklaskał.
     - Nieźle aniołku. Przyznam, że niezły wybór.
Ten głos. Nie. To nie może być prawda. Spojrzałam na niego i od razu schowałam się za plecami blondyna. On. W białym podkoszulku, który opinał umięśniony tors i w poszarpanych, czarnych dżinsach. Lewe ramię miał całe pokryte w tatuażach. W jednym uchu miał kolczyk, a jego czarne włosy były ułożone w klasyczny nieład. W jednej chwili odebrało mi oddech. Na szyi chłopaka wisiał wisiorek ode mnie, a przez prześwitujący podkoszulek mogłam zobaczyć wytatuowane moje imię z małym serduszkiem obok niego. Tatuaż znajdował się prawie obok serca. Po moich policzkach płynęły gorące strumienia łez. Łzy złości, strachu bólu,ale w sercu poczułam dziwne ciepło. Luke popatrzył na mnie. W moich oczach mógł zobaczyć wszystkie emocje, które teraz mną targały. Mój wzrok znów powędrował na czarnowłosego. Na twarzy wbrew mojej woli pojawił się ledwo dostrzegalny uśmiech.
    - Jai- szepnęłam.
    - Cześć Chrissy.
  

 _______________________________________
 

Jai <3 Oto rozdział 2. Osobiście nie mogłam się doczekać tego rozdziału, bo mam wielką słabość do tej wspaniałej postaci jaką jest Jai. Na samym początku miał być nim Zayn Malik, ale od pewnego czasu jestem zafascynowana Jai'em ^^, a on wręcz idealnie tu pasuje.
   CZYTASZ = KOMENTUJESZ

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Może być ciekawe :) Tylko, że dziwnie się czułam czytając np. Luke KELLER... Ale to twoja wizja więc akceptuję :) Powodzenia w pisaniu :)

Anonimowy pisze...

Ciekawie sie zapowiada, jejku! Super dopasowanie postaci, opisy, rewelacja :)
powodzenia w pisaniu x
@luvmypenguinx

Scarlett pisze...

Dziękuję ;) właśnie chciałam, żeby nie mieli tych samych nazwisk, bo wszędzie tak jest i potrzebowałam jakiejś zmiany :)

Scarlett pisze...

Aww dziękuję ;*

Agata Górecka pisze...

Ładnie piszesz ;)Powodzenia w dalszym tworzeniu! :)

Scarlett pisze...

Bardzo dziękuję :)

Unknown pisze...

super rozdział! :)

Anonimowy pisze...

Jeejku!! Świetnie się zaczyna
Czuję, że może mi się spodobać
Dobry początek

Unknown pisze...

Historia przepiękna powodzenia abyś misała takich więcej